Cezary Pazura na seminarium Novision
Główny gość spotkania po znakomitym występie opowiadał w kuluarach nie tylko o nowym projekcie satyryczno-edukacyjnym z cyklu – „Pieniądze Na Wesoło”, ale również o tym, jak artysta łączy świat sztuki z biznesem.
Małgorzata Skórska: Czy jest pan zadowolony ze swojego debiutanckiego filmu pt. „Weekend”?
Cezary Pazura: Tak, jestem bardzo zadowolony z filmu „Weekend”. Dokładnie takiego filmu chciałem i taki udało mi się zrobić. Cieszę się, że „Weekend” obejrzało w kinach prawie 800 tys. widzów oraz, że jako pierwszy polski film został dystrybuowany w sieci kin Cineworld. To duży sukces. Tym bardziej, że jeśli chodzi o szeroką dystrybucję na terenie Wielkiej Brytanii, to do tej pory nikomu to się nie udało. „Weekend” był pierwszy.
MS: Jakie ma pan plany zawodowe na najbliższe miesiące?
CP: Rozmawiamy w dniu, w którym została zaakceptowana ostateczna wersja obrazu filmu „Sztos 2”. W drugiej części kultowego „Sztosu” gram jedną z głównych ról. Ponadto moja firma Cezar 10 jest producentem tego filmu, a reżyserem – podobnie jak pierwszej części – jest Olaf Lubaszenko. Oczywiście to jeszcze nie koniec dalszych prac post produkcyjnych związanych ze „Sztosem 2”, ale jeden z najważniejszych etapów mamy już zakończony. Premierę przewidziano na 20 stycznia 2012 roku.
MS: Czym dla pana jest sukces?
CP: Jednoznaczna interpretacja tego pojęcia jest bardzo trudna. Dla aktora, z punktu widzenia zawodowego, sukcesem jest to, że gra dużo dobrych ról, a propozycje, jakie dostaje, są interesujące. Jeśli chodzi o mnie, to na pewno taki sukces zawodowy udało mi się osiągnąć. Natomiast z perspektywy czasu, dla mnie jako człowieka, największym sukcesem jest szczęście w życiu prywatnym. Mam kochającą rodzinę i ona znaczy dla mnie najwięcej. Cieszy mnie też, że żyjemy w świecie pokoju, że możemy coś zaplanować i do tego dążyć. I to mi się w życiu udało, że zaplanowałem sobie jakąś drogę i po tej drodze skutecznie staram się maszerować i to jest dla mnie sukces. Jeżeli sobie wyznaczysz metę i do niej idziesz i widzisz, że idziesz dobrą drogą.
MS: Jest pan świetnym aktorem, znanym i uznanym kominkiem, reżyserem.
Czy współczesnego aktora można nazwać przedsiębiorcą?
CP: Prezydent Lech Wałęsa był pierwszym, który powiedział: „Trzeba wziąć swoje sprawy w swoje ręce.” Po kilku latach pracy, kiedy rzeczywiście dobrze rozwijałem się jako młody aktor i kiedy pojawiły się już moje pierwsze małe sukcesy, już wtedy powoli dojrzewałem do myśli, żeby kiedyś połączyć sztukę aktorską z biznesem. Dawniej aktorom wolno było mieć spółki cywilne. Również miałem taką spółkę – byłem, jak to określałem, „człowiekiem-firmą”. Bardzo mi się to podobało i tak już zostało. W tej chwili mam już spółkę akcyjną – Cezar 10, która właśnie wyprodukowała mój pierwszy film „Weekend”, a w tej chwili produkuje „Sztos 2”. Mimo, że istnieje od 2007 roku jest już marką na rynku. Napływa do nas mnóstwo scenariuszy, co oznacza, że dużo ludzi słyszało wiele dobrego o Cezar 10 i chce z nami współpracować.
MS: Teatr, kino, aktor, a biznes – jak pan postrzega ten problem z perspektywy dzisiejszych czasów?
CP: Byłem jednym z pierwszych aktorów, który tę drogę w Polsce torował i za to wszystko byłem poddawany ciągłej krytyce. Równocześnie jednym z pierwszych aktorów, który publicznie stwierdził, że granie w reklamie nie jest grzechem, który założył spółkę, zrobił sitcom w Polsce i jednym z pierwszych, który założył spółkę producencką. Dlatego wciąż zarzucano mi, że artysta nie może się takimi rzeczami zajmować, a ja przecież dość skrzętnie analizowałem swoje życie i patrzyłem na świat. W Stanach Zjednoczonych i w innych krajach działał normalny system, a my żyliśmy wtedy w czasach transformacji. Teraz na szczęście wszystko się zmieniło i aktor ma większe możliwości.
MS: To dość śliska granica, której przekroczenie może okazać się dla aktora niebezpieczne. Czy granica pomiędzy sztuką, a biznesem się nie zaciera?
CP: Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym i też znajomi często mnie o to pytali – czy produkując film równocześnie można reżyserować? Odpowiem, że produkując film można reżyserować, ale ciężko by mi było, gdybym musiał równocześnie reżyserować i grać – miałbym rozdwojenie jaźni (śmiech).
Bardzo lubię stać pewnie na nogach. Obserwuję młodych i naiwnych aktorów, którzy liczą na coś takiego jak rola życia. Aktor przez całe życie myśli, że to jest ta rola, która da mu splendor i już do końca życia będzie bogaty, znany i lubiany. Nie, tak nie jest, bo życie nasze polega na tym, że bardzo szybko konsumujemy sztukę. Życie filmu trwa w kinie miesiąc, może dwa, i czy to jest „Awatar” czy „Weekend”, to bardzo szybko o tym zapominamy i już trzeba rozpocząć pracę nad nowym projektem i tu właśnie rodzi się przedsiębiorca. Współczesny człowiek musi być – tak jak Leonardo da Vinci –
wszechstronny.
MS: Czy machina biznesowa nie przykrywa artyzmu?
CP: Odpowiem na to pytanie może przekornie, że ja już się w życiu nagrałem i jakby tę satysfakcję z tego, co zrobiłem już mam. Powiem szczerze, że ta przedsiębiorczość bardziej mnie pociąga teraz, niż samo występowanie. Tych występów mam na co dzień bardzo dużo i nie łaknę ich tak bardzo. W życiu tak naprawdę jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, że niekoniecznie to musi być aktorstwo.
MS: Dziś skupiliśmy się na biznesie, na finansach… Jak współczesny aktor zabezpiecza swoją przyszłość finansową?
CP: W momencie, kiedy zetknąłem się z firmą Novision, dowiedziałem się, ile popełniałem błędów w kwestii zarządzania własnymi pieniędzmi. Dlatego teraz wiem jedno – najpierw muszę zrobić duży remanent, bo podczas życia nazbierało się wiele drobnych niedociągnięć. Trzeba wyraźnie zrobić podział na aktywa i pasywa – należy je policzyć, a potem nimi mądrze gospodarować. Podczas jednego z wykładów Novision, nagle wrócił do mnie pewien obrazek z przeszłości, kiedy byłem młodym 24 letnim aktorem i rozpoczynałem wtedy pracę na etacie w Teatrze Ochoty w Warszawie. Nagle przypomniała mi się symboliczna scena – starsza pani księgowa wręczyła mi do wypełnienia kwestionariusz pogrzebowy do przyszłej emerytury, która wtedy wydawała mi się bardzo odległa.
Po latach nagle przebudziłem się w trakcie konferencji firmy Novision i pomyślałem: „Panie Pazura, ma pan 49 lat. Czas pomyśleć o przyszłości nie tylko swojej, ale i swoich najbliższych.” Najwyższa pora, by pomyśleć o finansach i oszczędzaniu. Na co dzień, pochłonięci karierą i żyjący z dnia na dzień o tym zapominamy, choć, żeby oszczędzać, trzeba mieć z czego, a w naszym kraju to nie jest takie oczywiste. Dopiero teraz zrozumiałem na czym polega filozofia oszczędzania. Będę się starał tego trzymać, bo to są cenne uwagi.
MS: To nie pierwsza pana przygoda z firmą Novision?
CP: Rzeczywiście już wcześniej miałem możliwość zapoznać się z firmą. Wtedy z ciekawością wysłuchałem jednego z wykładów Novision. Wspólnie z prowadzącymi doszliśmy do wniosku, że może warto spróbować wspólnej pracy, ale nieco w innym wymiarze. Zamarzyło nam się powiedzieć ludziom o pieniądzach tak, aby było to dla nich zabawne, ale i interesujące. Chcieliśmy znaleźć podobieństwa między ludźmi – kobietami, mężczyznami – a monetami, banknotami. Chcemy to pokazać w krzywym zwierciadle, bo najlepiej edukować się przez śmiech… Taki był pomysł i ja z przyjemnością do tego projektu się przyłączyłem.
MS: Pieniądze, biznes na wesoło?
CP: Tak, na wesoło. W życiu nie można wszystkiego, co ważne, demonizować, bo najgorzej jest podchodzić do pieniędzy właśnie w ten sposób – człowiek trzęsie się i boi, bo nie wie, co z nimi zrobić. Dlatego trzeba tego „diabła” oswoić. Jak się okazuje – nie taki diabeł straszny jak go malują – i z pomocą przychodzą fachowcy w tym zakresie – firma Novision. To oni uświadamiają nam pewne rzeczy, bo my po prostu tego nie wiemy, a tego w szkole nie uczą, niestety.
MS: Czy aktor ma manierę oszczędzania pieniędzy?
CP: Czy aktor – to nie wiem, ale ja staram się oszczędzać i świadomie zarządzać pieniędzmi. Żyjemy w czasach, gdzie obecne pokolenie aktorów zarabia naprawdę nieźle, czy to z ról filmowych, czy kontraktów reklamowych. Takie pieniądze warto mądrze zagospodarować.
MS: Przed panem jeszcze do zrealizowania wiele projektów zawodowych. Jak to wszystko wpisuje się w definicję rentierstwa? Czy można powiedzieć, że jest już pan rentierem?
CP: Nie, absolutnie jeszcze nie jestem. I można powiedzieć, że spędza mi to sen z powiek. To moje marzenie, żeby dożyć do takiego momentu, aby nie musieć iść do pracy, a móc żyć z tego co człowiek już zaoszczędził. I niestety tak mi się życie poukładało, że jeszcze tym rentierem nie jestem i jeszcze będę musiał do tej emerytury na pewno pracować, ale wtedy kto wie, kto wie…
MS: Sztuka filmowa, komediowa, sposobem na osiągnięcie niezależności finansowej?
CP: Kiedy zaczynałem pracę jako aktor w latach 80 to mówiło się, że aktorstwo to jest hobby dla bogatych ludzi, że z tego się nie da wyżyć i rzeczywiście wielu moich kolegów wtedy zrezygnowało z zawodu. Ja sobie określiłem taką cezurę czasową, że jeżeli nie uda mi się przez ileś lat odnieść sukcesu w zawodzie, to też sobie dam spokój i poszukam alternatywy. Okazało się jednak, że jakoś tak z roku na rok radziłem sobie coraz lepiej. Potem zmienił się ustrój, przeczekałem największe kryzysy. Później zaczęło być coraz bardziej normalnie i ja zostałem na tej fali wznoszącej i udało mi się załapać na ten okres, gdzie z aktorstwa, jeżeli już człowiek uprawia rzetelnie ten zawód i ma dorobek i ochotę to robić – da się wyżyć. Ale też są przykłady, np. Marek Kondrat, który już po prostu miał tego dosyć i wolał się zająć czymś normalnym, bo aktorstwo to jest bardzo trudny zawód. Człowiek jest ciągle na cenzurowanym i codziennie musi udowadniać nie tylko sobie, ale i wielu ludziom, że nie jest „wielbłądem”…
MS: Czyli współczesny aktor może być równocześnie biznesmenem i artystą?
CP: Jak najbardziej powinien. Myślę, że koledzy po fachu już do tego dojrzeli. Widzę, że młodzi aktorzy bardzo realnie myślą o finansach i normalnie rozmawiają o pieniądzach. Kiedyś artystom wręcz nie wypadało mówić o pieniądzach… W tej chwili wszyscy głośno mówią o finansach wprost. Sam prowadzę takie rozmowy z moimi kolegami po fachu, kiedy przychodzi do mnie aktor i otwarcie mówi, jaka jest jego stawka za dzień zdjęciowy. Mimo, że to mój kolega, muszę sobie policzyć, czy mnie na niego stać. To tylko tyle.
MS: Dziękuję za rozmowę.