Katarzyna Dziura: Szczęśliwa Biznesmama

przez Aneta Rydz
2570 odsłony

„To my sami jesteśmy kreatorami naszego życia. Tylko my mamy wpływ na nasze życie. To my mówimy tak albo nie. To my podejmujemy decyzję, że na coś się zgadzamy albo się nie zgadzamy. Wystarczy tylko posłuchać swojej intuicji, bo ona nam zawsze dobrze podpowiada”.

Marek i Katarzyna DziuraMarek i Katarzyna Dziura

Katarzyna Dziura jest energiczna, dynamiczna i ma prawie pół wieku życia za sobą. To bardzo ciepła i serdeczna kobieta, mama dwóch dorosłych córek. Jako nastolatka, jeszcze w liceum zaczynała od szycia spódnic, potem pracowała w Niemczech aż razem z mężem stworzyła jedną z największych hurtowni bielizny Triumpha w Polsce. Jak mówi, „prowadząc swój biznes nie przewidzisz sytuacji rynkowej, czy nawet pogodowej, która wpłynie tak na twój interes, że mimo wielu klientów coś zacznie się sypać”.

W jej przypadku doszły jeszcze problemy ze zdrowiem. Swoim i dziecka. To był moment zwrotny w jej życiu. W ostatniej chwili sprzedali firmę. Do idealnego zdrowia przywróciły  ją naturalne techniki i produkty. Poczuła, że chce pomagać ludziom zmagającym się z chorobami. Ukończyła szkołę dietetyki metodą medycyny chińskiej, promuje zdrowie i zdrowy styl życia. Razem z mężem Markiem budują swój MLM w oparciu o współpracę z firmą Akuna.

Aneta Rydz: Na początku swojej kariery biznesowej byłaś osobą bojaźliwą czy raczej odwrotnie, wychodziłaś z założenia, że przez życie trzeba iść na całość?

Katarzyna Dziura: Myślę, że moje życie potoczyłoby się w zupełnie innym kierunku, gdyby nie kłopoty w firmie tradycyjnej. Wtedy mój organizm zawołał o pomoc. Miałam problemy z sercem, żylaki, astmę oskrzelową, problemy z krążeniem i migreny, przez które nie wstawałam z łóżka. To wszystko było wynikiem ogromnego stresu związanego z prowadzeniem firmy. Do tego dołączyła moja córka, która po kolejnej dawce antybiotyku zaczęła mieć problemy z układem odpornościowym, przez co miała coraz większe trudności z chodzeniem. Jestem osobą wierzącą i wiem, że Bóg tak nas mocno kocha, że ciągle nam podsyła różne możliwości i okazje, aby coś w swoim życiu zmienić. Mimo, że z pozoru wygląda to na wielkie przeszkody, przynosi ze sobą cierpienie i oceniamy to jako porażkę.

Nagromadzenie porażek to cały nasz majątek życiowy. Ilość porażek świadczy o naszej sile. To bagaż doświadczeń, z którego możemy korzystać i uczyć się tak, aby nie popełniać takich samych błędów.

Każdy z nas ma wyjątkowe rzeczy do zrobienia. Nie bójmy się próbować, nie mówmy – ja się do tego nie nadaję, nie umiem. Spróbuj, a wtedy się przekonasz. Pokonaj strach i lęk. A jak Ci ktoś mówi, że nie dasz rady, to nie słuchaj. Odetnij się i rób swoje.

Katarzyna DziuraKatarzyna Dziura

Aneta Rydz: Poruszyłaś ważny problem otaczającego nas środowiska, rodziny, znajomych, biznesu. Często nie mamy odwagi się odciąć od ludzi, którzy zamiast nam pomagać, motywować do działania, to tak naprawdę ciągle podcinają nam skrzydła…

Katarzyna Dziura: Dokładnie. Mamy wokół siebie jakąś przestrzeń i czujemy podświadomie, że w naszym życiu nic się nie dzieje. Są wokół nas ludzie, którzy nic do naszego życia nie wnoszą i co najdziwniejsze, boimy się zrezygnować z tych znajomości. Jest nam z tym uczuciem niewygodnie. Za bardzo się przejmujemy tym, czy wypada powiedzieć, że spotkamy się za pięć miesięcy, bo teraz robię coś innego, bo teraz nam nie po drodze. Tym samym blokujemy miejsce na nowe znajomości. 

Warto sobie zadać pytanie – co dana znajomość wnosi w moje życie? Czy ona pomoże mi odnieść sukces i spełnić marzenia? Ja bardzo często pytam samą siebie i otrzymuję odpowiedz. To potęga podświadomości. Trzeba się pozbyć – i to jak najszybciej ze swego otoczenia – wszystkie otaczające nas wampiry energetyczne. Jeżeli dajesz swój czas, energię, to też oczekuj, że ją dostaniesz. W przeciwnym wypadku Twoje akumulatory się wyczerpią. Szukaj ludzi, którzy chcą Cię wysłuchać, którzy pokażą Ci Twoje dobre strony i będą Cię wspierać w Twoich działaniach i rozwoju. To my sami decydujemy o tym, jakich chcemy mieć wokół siebie ludzi, znajomych, współpracowników.

Katarzyna DziuraKatarzyna Dziura

Aneta Rydz: Dziś jesteś pozytywnie patrzącą na świat kobietą, totalną optymistką z doświadczeniem w biznesie, która ma status kobiety niezależnej. Ciekawa jestem Twojej przeszłości. Środowiska, z którego pochodzisz.

Katarzyna Dziura: Pomimo faktu, że byłam w rodzinie najmłodszym dzieckiem, to wcale mnie nie rozpieszczano. Chodziłam w ciuchach po siostrach, nie mieliśmy pieniędzy i jedyne co miałam nowego to buty, bo miałam najmniejszą stopę. Z domu wyniosłam, że zawsze mam liczyć wyłącznie na siebie. Myślę, że to mi w życiu pomogło, bo nie czekałam, aż ktoś mi coś da. Po prostu musiałam sobie radzić sama. Zaczęło się w liceum. Wtedy zarobiłam pierwsze pieniądze. Z wielkiej potrzeby posiadania drobnych na wydatki, na wyjścia z koleżankami do kina, wymyśliłam sobie, że będę kupować flanelę, farbować ją i szyć spódnice. Wtedy taka była moda. Ale nie miałam pieniędzy nawet na flanelę. Chodziłam codziennie do sklepu z resztkami, dotykałam bel z materiałami i ciągle mówiłam sprzedawczyni, jaki mam pomysł. Pewnego dnia pani zapakowała mi 6 metrów materiału do papieru i powiedziała, że jak już sprzedam te spódnice, to wtedy jej zapłacę. Uwierzyła we mnie, dała mi możliwość realizacji mojego marzenia. 

Katarzyna DziuraKatarzyna Dziura

To było dla mnie jedno z ważniejszych doświadczeń w życiu, bo w zwykłym sklepie spotkałam osobę, dzięki której tak naprawdę ruszyłam z miejsca. I później jak tylko pojawiały się możliwości to zawsze wykorzystywałam każdą okazję. Potem był wyjazd do Niemiec. Absolutnie nierealny pomysł, żeby taki krasnoludek jak ja (Kasia jest drobna i bardzo filigranowa) pojechał do pracy sezonowej. To była robota tylko dla mężczyzn, ale tak się uparłam, że pojechałam ze znajomymi i okazało się, że potrzebowali ludzi na zmywak do cukierni, którą prowadziła znajoma Niemka. Zaczynałam bez znajomości niemieckiego. Jeździłam tam co roku i po 4 latach już zarządzałam tą cukiernią, kiedy w pracy nie było szefowej.

Aneta Rydz: Ktoś powie, że to były inne czasy. Pieniądz miał inną wartość. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym wszystkim chodzi o pewną postawę życiową. O otwartość na to, co do nas przychodzi, o wykorzystywanie okazji. Jednak często ludzie mają wielki lęk przed nowym. Jak to wygląda u Ciebie? Co było dalej?

Katarzyna Dziura: Później wydarzyło się coś zupełnie nieplanowanego, co pozwoliło nam otworzyć hurtownię bielizny. Opowiadam o tym po to, aby pokazać, że w życiu trzeba być zdeterminowanym i po prostu drążyć temat do końca. Mój przyszły mąż kupił okazyjnie, tanio, bardzo markowy biustonosz firmy Triumph. W zwykłym sklepie odzieżowym, a takie rzeczy za komuny były dostępne – i to też bardzo rzadko – wyłącznie w Pewexie . Tak zagadał sprzedawczynię, że w końcu dowiedział się skąd mieli dostawę. Okazało się, że ze spółdzielni pszczelarsko-mleczarskiej. Znaleźliśmy dyrektora tej spółdzielni, ale on w ogóle nie chciał z nami rozmawiać. Dowiedzieliśmy się, że on po prostu rozliczył się za niepłacone faktury biustonoszami, z którymi nie wiedział co zrobić. Szukaliśmy po znajomych czy ktoś go zna, żeby dotrzeć do niego z polecenia. To nie były czasy telefonów komórkowych i Facebooka. Udało się, dzięki rekomendacji zgodził się na sprzedaż dwóch kartonów biustonoszy z odroczoną płatnością. 

No i chodziliśmy od sklepu do sklepu  z propozycją sprzedaży biustonoszy. To nic innego jak dzisiejsza akwizycja, której tak nie lubimy. Jednak dzięki takiemu doświadczeniu, nie mając zupełnie wiedzy na temat sprzedaży, staliśmy się niezłymi praktykami.

To pomogło nam w dalszym rozwoju biznesu. Niewątpliwie wielkim plusem był fakt, że mieliśmy towar, który sprzedawał się od ręki. I tak w przeciągu chyba trzech miesięcy sprzedaliśmy cały stan magazynowy, który w spółdzielni zalegał od półtora roku. Stanęliśmy przez wyzwaniem – skąd wziąć nowy towar? Mieliśmy już bazę klientów, którzy chcieli nową dostawę, więc musieliśmy to wykorzystać. Mój mąż, wtedy jeszcze narzeczony, razem ze znajomym pojechali w ciemno do niemieckiej fabryki Triumpha. Kupili za gotówkę towar, sprzedaliśmy go, znów wyjazd do Niemiec i tak parę razy, aż w końcu zdecydowaliśmy, że otwieramy przedstawicielstwo w Polsce z hurtownią bielizny.

Katarzyna DziuraKatarzyna Dziura

Aneta Rydz: Zaangażowanie w biznes często odbija się na kontaktach w rodzinie, na relacjach z mężem, z dziećmi. Czy Ty potrafiłaś się przyznać do błędów, które popełniłaś angażując się w pracę? Często pracoholicy i perfekcjoniści mają z tym problem. Czy nie dało się inaczej?

Katarzyna Dziura: Nie wiem. Myślę, że to kwestia pracy nad sobą. Wtedy na każdym kroku wychodziła ze mnie „Zosia Samosia” z przeświadczeniem, że wszystko zrobię najlepiej. Nie delegowałam zadań. Nie umiałam tego i nie chciałam się nauczyć. Chciałam mieć kontrolę nad wszystkim. Oczywiście odbiło się to na dzieciach. Przyznaję się, że to moja porażka życiowa, że mogłam z dziewczynkami spędzać więcej czasu, ale kochałam swoją pracę. Co zrobić? 

Kiedy dzieci były małe, hurtownia stała drzwi w drzwi z naszym mieszkaniem i godziłam obowiązki w pracy z domowymi. Jednak jak firma się rozwijała to coraz częściej jeździłam po całej Polsce. Nawiązuję szybko relacje z ludźmi, lubię z nimi rozmawiać i obsługa sklepów była moim zadaniem. Wiem, że mnie nie było w domu. Trzy czy cztery dni tygodniowo spędzałam w trasie, ale jak przyjeżdżałam to już byłam tylko dla nich. Uczyłam je umiejętności podejmowania decyzji. Wiedziały, że są ważnymi  osobami w domu i zbudowałam w nich poczucie własnej wartości. Myślę, że nauczyłam je odpowiedzialności za podejmowane decyzje i samodzielności. Wspierałam i doceniałam ich pomysły oraz wszystkie osiągnięcia. Zawsze uczyłam dziewczynki, żeby próbowały – najwyżej nie wyjdzie. Bo porażka jest najlepszą nauką. 

Dziś starsza córka ma swoją firmę. I zarządza nią mądrzej ode mnie! A ja się uczę na nowo zarządzania ludźmi i prowadzenia ich do realizacji celów oraz marzeń w firmie MLM z którą współpracujemy.

Aneta Rydz: Problemy ze zdrowiem były momentem zwrotnym w Twoim życiu. Były wypadkową problemów z firmą tradycyjną. Do tego choroba córki. Jako matka szukałaś wszelkich rozwiązań, aby uzdrowić dziecko. I wtedy pojawiła się kolejna okazja, którą znów wykorzystałaś. Jak się dowiedziałaś o wellness i systemie marketing sieciowy?

Katarzyna Dziura: Pamiętam ten dzień. Spotkałam znajomą, której ojciec był bardzo schorowanym człowiekiem. Musiałam przesunąć terminy moich wizyt w sklepach partnerskich, aby się z nim umówić. Podczas wspólnej rozmowy dowiedziałam się, że ojcu pomogły produkty firmy Akuna i nie zastanawiając się, od razu zaczęłam je stosować u siebie i u córki. 

Dla matki to naprawdę koszmar, gdy chcesz pomóc swojemu dziecku, nie wiesz jak to zrobić a lekarze rozkładają ręce. Córka zaczęła chodzić. Powoli wszystko wracało do normy, miała coraz lepsze wyniki badań. Ja przestałam mieć migreny, po ośmiu miesiącach wyleczyłam się z ciężkiej astmy oskrzelowej. Wszyscy znajomi i klienci zauważyli natychmiastową poprawę w moim wyglądzie i zdrowiu. I oczywiście chcieli wiedzieć, jak to zrobiłam. Zachwycona efektami zaczęłam o tym opowiadać, tym bardziej, że produkty firmy były sprawdzone testami klinicznymi i licznymi badaniami. Polecałam i tak powstała grupa osób używających produkt. Po paru miesiącach dowiedziałam się, że będąc niezależnym przedstawicielem firmy mogę budować swój zespół i otrzymywać wynagrodzenie za to, co sprzedadzą moi współpracownicy. Zainteresowałam się tym bardziej, sprawdziłam jakie są możliwości finansowe przy zaangażowanej współpracy z firmą. Uzmysłowiłam sobie siłę dochodu pasywnego i zrozumiałam, że mimo, iż jest to płatność odroczona w czasie, to warto się zaangażować na całego. Wiadomo – pieniądze nie są najważniejszą rzeczą na świecie, ale z nimi jest łatwiej żyć. Okazało się, że poświęcając 1/3 czasu na współpracę z Akuną mam na koncie więcej niż pracując w firmie tradycyjnej. Wtedy ostatecznie podjęliśmy z Markiem decyzję o sprzedaży hurtowni i do dziś razem współpracujemy z firmą Akuna. Budujemy swój biznes MLM. Ta praca daje nam ogromną satysfakcję, bo czujemy, że pomagamy ludziom. Marzyłam, żeby być lekarzem i tak się życie potoczyło, że pomagam ludziom wyjść z chorób poprzez metody naturalne i to jest moja pasja. Wdzięczność ludzi jest dla mnie największą wartością dodaną w tej pracy.

Teraz chcę otworzyć centrum badań metodami naturalnymi. Wierzę, że w życiu wszystko jest po coś. Dlatego nie skupiam się na przeszłości, a w przyszłości interesują mnie zrealizowane marzenia. Najważniejsze dla mnie jest tu i teraz – teraźniejszość, na którą mam wpływ, bo wiem, że co zrobię dziś to wpłynie na moje jutro. To my sami jesteśmy kreatorami naszego życia. Tylko my mamy wpływ na nasze życie. To my mówimy tak albo nie. To my podejmujemy decyzję, że na coś się zgadzamy albo się nie zgadzamy. Wystarczy tylko posłuchać swojej intuicji, bo ona nam zawsze dobrze podpowiada.

Aneta Rydz: Dziękuję za rozmowę.

Aneta RydzAneta Rydz

Autorka tekstu prowadzi bloga MAMO DZIAŁAJ! i ma marzenie, aby to hasło wylało się na szerokie wody naszego społeczeństwa niczym kaganek oświaty wspomagając i motywując do działania polskie mamy. Bo jak pisze na swoim blogu: „Urodzenie dziecka to w życiu kobiety bardzo ważna chwila. To najważniejsza chwila, która właściwie zmienia wszystko. Dziecko daje nam siłę do rozpoczynania zupełnie nowych rzeczy w życiu. Dziecko staje się inspiracją. Celem mojego projektu jest zainspirowanie do działania szczególnie mam. Chcę stworzyć miejsce nie tylko w internecie, ale i w rzeczywistym świecie, gdzie poprzez wzajemne kontakty będzie możliwa wymiana doświadczeń i pomoc w osiąganiu oraz realizacji pierwszych celów. Czasem jedno słowo, jedno zdanie może zachęcić do podjęcia wyzwania, aby zacząć budować od nowa swoje życie”. 

Mogą Cię również zainteresować