Uczynimy życie lepszym

przez Maciej Maciejewski

Czym zajmowali się milionerzy marketingu sieciowego, zanim podjęli decyzję o pracy w tej branży? Co powoduje człowiekiem, że z dnia na dzień porzuca często intratne i ciekawe zajęcie, aby resztę życia poświęcić tak trudnej profesji, jaką bez wątpienia jest sprzedaż i budowanie struktur?

Glade Poulsen
Glade Poulsen

Jakie cechy charakteru powinien mieć człowiek, aby w ciągu kilku lat wytężonej pracy zarobić kilka czy kilkanaście milionów dolarów? W ciągu ostatnich dwóch lat, miałem przyjemność osobiście poznać wiele osób, które w network marketingu dorobiły się fortuny. Każdego z tych biznesmenów odróżnia od siebie przede wszystkim wygląd, sposób bycia, odmienne zainteresowania, plany na przyszłość. Zauważyłem także, że każdy z nich wyraża inne systemy wartości. Jednak wszyscy mówili mi zgodnie, że network odmienił ich dotychczasowe życie, że jest to praca, która kształtuje nie tylko grubość portfela, ale przede wszystkim osobowość człowieka i jego podejście do świata.

Glade Poulsen urodził się i dorastał na małej farmie w południowym Idaho. Karierę biznesmena zaczynał od handlu cielętami. Jako dorosły człowiek poświęcił 20 lat na założenie, rozbudowę a następnie sprzedaż biznesu budowlanego. Po odkryciu marketingu sieciowego w 1991 roku, rozpoczął podróże do Azji i rozwijanie wizji marketingu międzynarodowego. Częste wyjazdy w ten rejon świata przyniosły, sześć lat później, spodziewane efekty. Dziś organizacja Unicity ma znaczący udział na rynkach azjatyckich, podobnie jak w Ameryce Północnej. W ciągu ostatnich ośmiu lat Glade zarobił ponad trzy miliony dolarów. Teraz zachęca współpracowników, by myśleli globalnie i rozszerzali swój biznes na cały świat. Glade mieszka w Gilbert w Arizonie, wraz z żoną Cindy. Mają siedmioro dzieci.

Maciej Maciejewski: Jakby Pan, w kilku zdaniach, opisał polskim Czytelnikom Network magazynu Arizonę?

Glade Poulsen: Arizona jest stanem, w którym znajduje się Grand Canyon, jeden z ośmiu cudów świata. Są tu przepiękne widoki na góry z czerwonej gliny, zaś głęboko wcięte przełomy rzeki kształtują całe terytorium Arizony. Mamy tu klimat pustynny z kaktusami Saguaro w niżej położonych obszarach, zaś w wyższych strefach rosną drzewa sosnowe. W przeciągu dwóch godzin można się smażyć na słońcu pustyni, a potem wędrować wśród lasów sosnowych w wysokich górach. W Arizonie znajduje się wiele bogactw naturalnych takich jak: miedź, złoto i srebro. Pod względem geograficznym stan jest chyba tak samo duży, może trochę większy, niż Polska. Mieszka w nim ok. 5 mln ludzi.

MM: Kiedyś zajmował się Pan handlem bydłem, następnie działał Pan w branży budowlanej. Ciekaw jestem, kiedy zaświtała w Pańskiej głowie pierwsza myśl o poświęceniu swojego czasu i energii network marketingowi?

GP: Urodziłem się i wyrastałem na farmie w innym stanie, w Idaho, który słynie z uprawy ziemniaków. Zajmowaliśmy się hodowlą bydła na sprzedaż. Praca na farmie czy rancho wciąż jest moim hobby, bardzo to lubię. Kocham życie na wsi. Właśnie teraz jestem w trakcie zakupu farmy w Idaho. Jednak pracą farmera nie dało się dużo zarobić. Jest to bardziej styl życia niż przedsiębiorstwo do zarabiania pieniędzy. Dlatego po ukończeniu studiów na uniwersytecie od razu rozpocząłem działalność w branży budowlanej. Budownictwo ma charakter wybitnie cykliczny. Zarobisz dużo pieniędzy, a potem sporo tracisz z powodu wskaźników ekonomicznych jak np. stopy procentowe. Dwa lub trzy razy w trakcie mojej kariery w budownictwie zdarzyły się recesje. Byłoby bardzo stresujące, gdybym w wieku 55 lub 60 lat znalazł się w środku jednej z takich zmian ekonomicznych, stracił wszystkie pieniądze i nie miał siły, będąc już w starszym wieku, na odtworzenie majątku. Zastanawiając się nad tym, doszedłem do wniosku, że musi być jakaś inna, lepsza droga. Biznes, który pod względem geograficznym, jest bardziej rozproszony. Biznes, który daje lepsze wyniki, ale bez ryzyka straty milionów dolarów. W tym okresie zainteresowałem się poważnie branżą MLM. Bardzo mnie zaciekawiła koncepcja globalnego biznesu, gdzie żadne granice nie blokują twojego rozwoju i wzrostu. Moim jedynym zadaniem było budowanie sieci.

MM: Jak wyglądały Pana pierwsze kroki w tej branży? Czy od początku było łatwo?

GP: Na szczęście byłem biznesmenem. Znałem się na interesach i dobrze wiedziałem, że biznes potrzebuje czasu, aby go zbudować. Na uczelni czy od swojego księgowego można się nauczyć, że jeśli zaczyna się biznes lub jeśli się biznes kupi i przez trzy lata prowadzi się go bez zysku lub wychodzi się na zero, to jest to obecnie uważane za dobry biznes. Wiedziałem więc, że potrzebuję czasu. Nie oczekiwałem wielkich osiągnięć lub nadzwyczajnych zysków finansowych w pierwszych miesiącach. To nie jest posada, etat. To jest biznes. Wiele ludzi ma błędne oczekiwania. Myślą, że odpracowując 40 godzin, powinni zarabiać tyle samo, co będąc na etacie. Jest to nierealne. Muszę powiedzieć, że był to trudny okres. To była nowość. Dla mnie to było bardzo ciężkie. Branżę budowlaną znałem, biznesu MLM nie. Jednak tak, jak każdej innej umiejętności, również robienia biznesu uczymy się w trakcie jego wykonywania. Im dłużej się nim zajmowałem, tym lepiej go opanowywałem.

MM: Na zasadach network marketingu działa bardzo dużo firm, zajmując się przy tym dystrybucją wielu odmian produktów czy usług potrzebnych człowiekowi. Dlaczego zdecydował się Pan akurat na propagowanie idei wellness?

GP: Istnieją dwa zasadnicze powody, dlaczego wybrałem wellness. Po pierwsze: na szczęście do biznesu zostałem wprowadzony przez kilku ekspertów z branży. Uświadomili mi, że w biznesie MLM długoterminowo działające spółki z rocznym obrotem milionów dolarów USD, są przedsiębiorstwami, które mają szybko zużywające się wyroby. Produkty, które ludzie lubią i używają ich każdego dnia. Jeżeli codziennie stosuje się jakieś produkty, to wówczas powstaje zrównoważony, przewidywalny strumień dochodu dla właściciela biznesu. Na przykład łóżko nie jest szybko zużywającym się produktem. Ile wersalek planujecie kupić w najbliższych 3-4 latach? Ale produkty związane ze zdrowiem!, to jest coś, co będzie używane każdego dnia. Po drugie: wiek ludzi urodzonych w szczytach demograficznych pokazał mi trend w kierunku wellness. Jedna trzecia światowej populacji urodziła się w latach 1946-64. Przeczytałem książkę pod tytułem „Fala wieku”, która mocno przemówiła do mojego serca i umysłu. Pokazała mi, że jeżeli zajmiemy się osobami z tych roczników, możemy prawie na pewno przewidzieć przyszłość. Populacja urodzona w tych latach potrzebuje produktów zdrowotnych. Ludzie ci nienawidzą starzenia się. Nie chcą mieć 60 lat i siedzieć w bujanym fotelu. Chcą przebywać na zewnątrz, na nartach, skakać ze spadochronem i w ogóle spędzać czas przyjemnie, w aktywnym stylu. Nie znoszą kolejnych urodzin i poniosą wszelkie koszty tego, co jest potrzebne, aby nie wyglądać staro, nie działać jak starcy i nie mieć chorób, które osłabiają. Wiedziałem, że chcę być w biznesie wellness.

MM: Jak Pan sądzi, co stało się podstawą osiągniętego przez Pana sukcesu?

GP: Zrozumienie właściwego czasu oraz trendów naszej przyszłości. Znalazłem firmę, która ma prawidłową kombinację zużywających się produktów wellness, właściwy, sprawiedliwy system nagradzania oraz współpracę w dobrym zespole z ludźmi, którzy mają chęć ciężko, inteligentnie pracować i jednocześnie odpowiadać na życiowe wyzwania. Życie nie jest prostą opowieścią. To nie Hollywood. Życie jest pełne wyzwań i my je musimy podejmować. Wytrwałość i upór jest kluczem do sukcesu w życiu.

MM: Co jest szczególnie przydatne człowiekowi w dążeniu do osiągnięcia, podobnego jak u Pana, zadowolenia w materii network marketingu?

GP: SERCE. Mam na myśli spełnianie życzeń tak, aby być lepszym, bardziej doskonałym. Spełniać życzenia tak, aby ZWYCIĘŻYĆ. Wytrwałość i upór w realizowaniu marzeń tak, aby stawiać czoła burzom życia oraz traktować ludzi z szacunkiem i powagą.

MM: Czy ci, którzy współpracowali z Panem kiedyś i na własną prośbę zrezygnowali z network marketingu – bo „nie udało się” – mają teraz żal, że tyle Pan osiągnął?

GP: To jest trudne pytanie. Mam nadzieję, że nie są nieszczęśliwi. Nie wierzę, że większość z nich jest nieszczęśliwa. Ufam, że większość wie, że byli tymi, którzy postanowili odejść. Byli to ci, którzy nie zrobili tego, co jest potrzebne do osiągnięcia sukcesu. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nadal się przyjaźnię z wieloma osobami, które kiedyś dołączyły do mnie, ale nie ciągnęły tego dalej. Nie osądzam ich i nie mam nic przeciwko temu, że nie kontynuowali wspólnie ze mną tego biznesu. Wielu z nich nadal używa naszych produktów i ich życie jest dzięki temu lepsze.

MM: A czy Pan żałuje jakichś swoich zawodowych decyzji?

GP: Na pewno po drodze popełniałem błędy. Jestem tylko człowiekiem. My, jako ludzie, błądzimy, ale z błędów należy wyciągać wnioski. Przez to stajemy się lepsi. Jednak, ogólnie mogę powiedzieć, że nie żałuję. Jestem zadowolony ze swojej drogi życiowej, z tego, że osiągnąłem tak wiele. Jestem wdzięczny za przeżycia, które mi były dane i za to, że to wszystko wytrzymałem.

MM: Czy celem dalszej ciężkiej pracy są wyłącznie korzyści finansowe z niej płynące?

GP: Absolutnie nie. Zarobiłem już wystarczająco dużo. Nie muszę pracować. Jeśli bym się na to zdecydował, mógłbym stać z tyłu i nie angażować się w biznes. Oczywiście kocham to, co robię. Lubię obserwować, jak innym się udaje i mieć świadomość, że mam w tym swój mały udział. Uwielbiam poznawać nowych ludzi, oglądać nowe miejsca a dzięki temu biznesowi, kształtować stosunki na całe życie. Niedawno byłem w Azji na konferencji zarządu z jednym zespołem. Były tam cztery osoby, które w tej branży doszły bardzo wysoko i to pracując w kraju, gdzie średnie zarobki nie są zbyt duże. Dla mnie to było wspaniałe przeżycie. Nie był to mój sukces, ani moje pieniądze czy zasługa. Był to ich sukces i dobrze było zobaczyć, jakie zmiany nastąpiły w ich stylu życia. To jest to, co mnie nadal pociąga. Patrzeć, jak inni poprawiają swój byt dzięki możliwościom danym przez te produkty. Jest to swego rodzaju podróż i mnie to podróżowanie ciągle cieszy.

MM: Które z aspektów najbardziej się Panu podobają w network marketingu?

GP: Myślę, że rozwój personalny jest tym, czego MLM najbardziej uczy. Mamy do czynienia z odmowami, planowaniem czasu, zarządzaniem pieniędzmi, doskonaleniem umiejętności, ze zdolnościami w zakresie komunikatywności i stosunków międzyludzkich. Z tak wieloma rzeczami spotykamy się w naszym biznesie.

MM: Czy jest Pan szczęśliwy?

GP: Bardzo szczęśliwy, dziękuję. Czy wciąż są przede mną wyzwania? Tak, oczywiście. Ale jestem bardzo zadowolony ze swojego życia tu i teraz, zadowolony ze swoich relacji z Bogiem, z żoną i dziećmi.

MM: Jak Pan wyobraża sobie swoją najbliższą, przewidywalną przyszłość?

GP: Jestem bardziej aktywny i bardziej zaangażowany w biznes niż kiedykolwiek. Bardzo mnie ekscytują możliwości MLM w Europie Wschodniej. Będę brał udział w pracach w tym regionie świata i bardzo mnie cieszy, że mogę to robić.

MM: To z USA wywodzi się mit: „od pucybuta do milionera”. Czy według Pana każdy człowiek może przebrnąć przez życie w taki właśnie sposób? Czy marketing sieciowy sprzyja takiej karierze?

GP: Ja nie tylko w to wierzę. Właśnie teraz Paul Zane Pilzer napisał nową książkę pod tytułem „Następni milionerzy”. Podaje wszelkie statystyczne podstawy tego, że mnożąc przez trzy liczbę aktualnie istniejących milionerów można przewidzieć, że w następnej dekadzie będzie ich więcej. Inaczej mówiąc, jeśli policzymy wszystkich milionerów na świecie teraz i pomnożymy przez trzy, otrzymamy ogólną liczbę milionerów, których będziemy mieć dokładnie za 10 lat. Autor przewiduje, że MLM jest tym najbardziej odpowiednim przemysłem, do którego należy dołączyć, aby móc ten cel osiągnąć. Całym sercem w to wierzę.

MM: Ma Pan piękną żonę i siedmioro dzieci. Czy rodzina pomaga w prowadzeniu poważnego biznesu globalnego, czy raczej go w jakiś sposób komplikuje?

GP: Z żoną, dziećmi i wnukami układa nam się wspaniale. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że rodzina przeszkadza lub komplikuje budowanie interesu. Kiedy nie podróżuję, jestem w DOMU. Co znaczy, że spędzam dużo czasu z żoną, dziećmi i wnuczętami. Miesięcznie jestem około 10 dni w podróży. Pozostałe dni przebywam w domu, biorę udział w tym, co się dzieje w szkole, obserwuję jak wnuki grają w piłkę itp. Moje dzieci nie myślą o tym, że mam pracę. Chcą, żebym poszedł z nimi do szkoły i zjadł wspólnie obiad. Mogę to robić. Pomagam córce aranżować kwiaty w jej nowym domu. Uwielbiam to robić, mam wolny czas na spędzanie miłych chwil z rodziną. Dzieci nie chcą rzeczy, które można im kupić za pieniądze, one chcą, żeby im poświęcać czas. Jestem szczęściarzem, bo możemy być wszyscy razem.

MM: Mnóstwo czasu poświęca Pan na podróże po świecie. Azja, ostatnio Europa. Czy dla Pana życie networkowca – globtrotera to przyjemność czy udręka?

GP: Jak już wspomniałem, około 10 dni w miesiącu spędzam podróżując. Nie lubię latać samolotami. Nudzi mnie to. Ale dzięki temu w krótkim czasie jestem na miejscu, w danym kraju i spotykam nowych ludzi. Wtedy jest wesoło, co mnie wciąż ekscytuje. Kocham ludzi. Uwielbiam poznawać i kontaktować się z różnymi kulturami i środowiskami. Dzięki temu sporo się nauczyłem i zdobyłem tak wiele doświadczeń. Cieszy mnie to niesamowicie. W dodatku moja rodzina może ze mną podróżować. W przyszłym miesiącu będziemy z żoną na imprezie w Malezji. Moje dzieci, siedmioro, spędzą z nami miesiąc w Hong-Kongu. W minionym miesiącu, na konwencji naszej korporacji w Las Vegas, były z nami w „Świcie Prezydialnej” wszystkie młodsze dzieci. Wydawało im się, że są królami i królowymi.

MM: Czy teraz powróciłby Pan do handlu bydłem albo do branży budowlanej?

GP: Właściwie robię jedno i drugie, dzięki swobodzie, którą mam. Nie jako karierę, ale jako hobby. Kocham budować domy i kocham przebywać na rancho. Buduję domy wraz z żoną i naszymi zamężnymi i żonatymi dziećmi. Jak już wspomniałem, rozglądam się za kupnem rancza w Idaho, gdzie będziemy spędzać dużo czasu z naszymi pociechami. To wszystko zawdzięczam temu biznesowi. Kocham ten biznes.

Dziękuję za rozmowę.

Mogą Cię również zainteresować