Lubię oglądać… Relacja z „Marketing Day”

przez Mieczysław Krause

Lubię oglądać… wszystko co się rusza i wydaje przy tym dźwięki. Przyjemne to i mniej męczące od czytania – nie trzeba myśleć. Lubię grać, np. w pokera i być wtedy w stanie „FLOW” – odlotu. Lecz ponieważ w sieci i na PC to gra ludziom zakazana, gram podszywając się pod kota, bo kotom w pokera grać wolno. Lubię się chwalić i udowadniać swą wyższość, nawet w gówno wartych rankingach, i wygrywać punkty – zwłaszcza, gdy są przeliczalne na kasę – „cashback”.

źródło: Flickr.comźródło: Flickr.com

Lubię w końcu – jak wszyscy faceci na świecie, niezależnie od kultury i koloru skóry – topić wstrętne muchy w pisuarze (nawet sztuczne), albo strzelać gole do wstawionej tam bramki, poganiając piłeczki strumieniem. Co – ograniczając rozbryzg – dostarcza satysfakcji najpełniejszej, bo fizjologicznej.

Jak myślicie, moi drodzy – o czym jest ten wyuzdany wstęp? I jakie uczucia w Was wywołuje? Oraz czy można odnosić korzyści, prowokując u ludzi wrażenia takie, jak w tym momencie Wasze? Bo nie jest ważne, czy one są dodatnie, czy ujemne – lecz to, że silne. Jak to zwykle z emocjami pierwotnymi, z najstarszej części mózgu – jego pnia, który u ludzi zatrzymał się w rozwoju na etapie (+/-) płazów – ryb i żab. Przyznajcie – czyż to nie perfidnie dowcipne, zidentyfikować pierwotne, ludzkie instynkty i zgrabnie oraz niepostrzeżenie wykorzystać je do powiększania bazy klientów oraz rozebrania każdego z nich i jego preferencji na czynniki pierwsze, by w rezultacie zwiększyć sprzedaż? Bo ja, śmiejąc się do rozpuku, nie mogę ochłonąć z podziwu.

Kto tak wymyśla, stosuje i ciągle doskonali te praktyki – jak do niedawna sądzono – podejrzane? Do niedawna, czyli gdy tzw. „wartości” jeszcze się nie zrelatywizowały. Bo „pecunia non olet”, czyli pieniądze nie śmierdzą – od zawsze. Otóż na sferze emocji pierwotnych koncentruje się marketing internetowy (online), rosnący w znaczenie w tempie geometrycznym. Spychający do defensywy reklamę tradycyjną (offline) – drogą, niecelną i zbyt często dla debili, wkurwiającą na równi z Macierewiczem. To nie jest chwilowa moda, a potężniejący nurt topniejących himalajskich śniegów w burzliwych kaskadach zmiatający wszystko po drodze.

Takie moje refleksje są plonem niezwykłej konferencji – „Marketing Day”, która odbyła się w Gdańsku 18 lutego br. (www.marketingday.pl). Trafiłem na nią, chwała Bogu, z zaproszenia serdecznego, pociągając za sobą jeszcze dwu bystrych i z biznesowym potencjałem studentów Politechniki Gdańskiej, z wydziału elektroniki i automatyki – Pawła i Mariusza. Zaprosiłem ich nie tylko by się doskonalili, jako kandydaci na liderów w moim nowym projekcie pt. „BizBoard Studencki Klub Biznesu” (www.bizboard.eu), ale również jako specjalistów informatycznych, w celu pomocy w adaptacji do tegoż projektu wiedzy i rozwiązań, jakich spodziewałem się po konferencji.

ReklamaReklama

A tu – zaskoczenie! Oniemiały Paweł stwierdził, że z podejściem informatycznym zupełnie mijamy się z zawartością warsztatów. Bo one nie były o technice, ani o administracji siecią, a o marketingu internetowym, w tym „social media” – mediach społecznościowych. Więc jak działają, czego się po nich spodziewać, w jaki sposób z nich korzystać, gdzie czyhają zagrożenia – szczegółowa tematyka i poruszone kwestie na stronie konferencji jak wyżej. To z gruntu co innego, jak u komputerowych żółtodziobów, wierzących, iż „klikanie to biznes”. Z takiego podejścia kasy nie ma, podobnie jak – oprócz przyjemności – nie ma dzieci z onanizmu. Istota biznesu internetowego nie tkwi bowiem w biegłości technicznej, a – jak od zawsze, w każdym biznesie – w emocjach. Tak odebrałem przesłanie „Marketing Day”.  

Agenda konferencji zapowiadała szereg krótkich, tematycznie zróżnicowanych prelekcji, wygłaszanych przez specjalistów i praktyków różnych segmentów oraz pól aktywności marketingu internetowego i mediów społecznościowych, w tym blogowania. Taki też był przebieg konferencji, uzupełnionej kilkoma warsztatowymi wstawkami „networkingu” – nie mylić z network marketingiem. Networking bowiem, to profesjonalna procedura pozyskiwania i dojrzewania kontaktów – dopieszczania ich kolejnymi „głaskami”, by stopniowo, nie waląc od razu z grubej rury, wzmacniać wrażenie i spokojnie doprowadzić „prospecta”, np. klienta, do pomyślnego finału. Ten bowiem, podobnie jak kobieta, nie lubi szarpania, ani nachalstwa.

Choć tempo konferencji było wysokie i trwała ona bite 8 godzin, nieprzerwanie świetnie się bawiliśmy i korzystali, czerpiąc inspiracje i wiedzę, poszerzając horyzonty. Przemyślaną mozaikę, tworzącą kompleksowy, wyczerpujący obraz zagadnienia, utkano z perełek atrakcyjnych wystąpień, skrzących się odkrywczością, przenikliwością i humorem. Nie tylko z racji opisanych na wstępie wątków, ale w dużym stopniu – dzięki osobowości, profesjonalizmowi i dowcipowi prelegentów. Stanowią oni bowiem team kreatywnych pasjonatów, ludzi pogodnych i podziwu godnych – takich, wśród których chce się żyć i z nimi współdziałać.

ReklamaReklama

W efekcie – mój nasycony rezerwą i niedowierzaniem system przekonań faceta z pokolenia ich rodziców, zdołali odwrócić „do góry nogami”. Otworzyli zaklejone przesądami klapki w moim mózgu, sam nie wiem jak… Nie znam na polskim rynku szkoleniowym tak dobrego produktu w tej tematyce, który pokazywałby szerokiej, mało przygotowanej publice szanse i konkretne rozwiązania oraz dawał nieocenione wskazówki, uzupełnione dojściem do konkretnych firm, oferujących usługi w zakresie marketingu internetowego.

WNIOSEK dla branży MLM oraz samych organizatorów „Marketing Day” – idźcie tą drogą! Zespół, który wyprodukował konferencję, zrobił to z zamiarem regionalnym, głównie dla przyjaciół i znajomych, rozwijających YOUNITY – niedawno powstały handlowy system lojalnościowy. Konferencja – kładę bezinteresownie rękę na sercu – warta jest upowszechniana dla dobra wszystkich, którzy chcą się rozwijać, uczyć i opanowywać nowe obszary marketingu, dla ulepszania swych biznesów. Zdaję Wam Drodzy Czytelnicy tę relację dlatego, że w moim przekonaniu uczciwe jest i potrzebne upowszechniać to, co dobre i wartościowe.

Tak więc – kto relację przeczyta, warto by się kontaktował z organizatorami, w celu zaproszenia ich z konferencją do siebie. Zarówno do liczących się firm MLM jak i zespołów sieciowych, bo projekt ma charakter raczej kameralny. No i organizatorom „Marketing Day” nie odwala cenowo. Jak niektórym innym, z mózgiem zalanym sodówką, co się łudzą, że mają dłuższego, niż faktycznie. 

Mogą Cię również zainteresować