Krótka dygresja na temat kryptowalut czyli o syndromie owczego pędu połączonego z pazernością okraszoną wzmożonym deficytem intelektualnym

by Maciej Maciejewski
591 views

Ostatnio na łamach Network Magazynu pojawiło się kilka ciekawych artykułów na temat kryptowalut, co wywołało wśród naszych Czytelników pewną specyficzną reakcję. „Zmieniliście zdanie? To już kryptowaluty nie są złe?” Tak. Wiem. Podobno tylko krowa nie zmienia zdania. Amen.

źródło: Pixabay

Zatem w tym kontekście mogę być krową, a nawet baranem. Wyjaśniam: w tej sprawie pozostanę upartym, ortodoksyjnym konserwatystą. Radykałem. Fundamentalistą. 

Dlaczego? Bo zbyt wiele osób cały czas myli podstawowe pojęcia. Czym innym jest inwestowanie w kryptowaluty na własny rachunek, a bajką z totalnie odległej galaktyki będzie polecanie tego zajęcia innym ludziom. Za swoje każdy pije ile chce i co chce. Ale, kiedy sprzedajemy jakiś biznes komuś, to już mamy do czynienia z konkretnym zestawem przepisów, ustaw, obostrzeń i regulacji, które nas wszystkich obowiązują.

Tak. Temat kryptowalut nie schodzi od kilku lat z pierwszych stron gazet. Najpierw intergalaktyczny wystrzał w kosmos ceny bitcoina, potem spadki i schizofreniczne ostrzeżenia zafrapowanych dozą konkurencyjnej obawy instytucji (KNF i NBP). Jeszcze niedawno w internetach wrzało jak w garze z gotującym się dziegciem, bo banki wypowiadały umowy ludziom i podmiotom, którzy dokonywali transakcji z wykorzystaniem cyfrowych walut, a z zamieszania cały czas korzystają chciwi hochsztaplerzy inicjując piramidy finansowe, w których produkt udają – jakby nie było – środki płatnicze.

Co prawda prokuratura i UOKiK prowadzą dochodzenia i postępowania w przypadku kilku takich tworów, ale ile czasu zajmie im wydanie jakichkolwiek decyzji, możemy się tylko domyślać. Polscy urzędnicy i politycy nie przywykli przejmować się kwestią szeroko rozumianego czasu bez względu na fakt, jaka opcja polityczna jest akurat przy korycie. Nie interesuje ich to, że w przypadku piramid finansowych to właśnie czas, czyli szybkie reakcje informacyjno-prewencyjne, mają znaczenie priorytetowe. Ale można to zrozumieć, wszak ich wypłaty nie są uzależnione od prędkości działania.

Z medialnego punktu widzenia, dla obserwatorów tego zagadnienia, bardzo ciekawa zrobiła się polsko-polska wojenka pomiędzy instytucjami, które poczuły oddech kryptowalut na karku i obawiają się konkurencji, a młodymi wilkami i szybkimi strzelbami, które na cyfrowej walucie zarabiają. Przecież nie tak dawno ci pierwsi połączyli siły – Narodowy Bank Polski i Komisja Nadzoru Finansowego – i zainicjowali akcję ostrzegawczą przeciwko inwestowaniu w kryptowaluty – „Uważaj na kryptowaluty”. Samo informowanie o zagrożeniach z tym związanych i ryzykiem poniesienia strat jest moim zdaniem w porządku. Tym bardziej, że w ferworze walki lub nawet niektórzy z pobudek typowo pazernych nie robią tego w ogóle. Ale wrzucenie wszystkich kryptowalut do jednego wora, wstrząśnięcie nim i bieganie po mieście z hasłem UWAGA! – to już lekka przesada. Bo niby co taki bitcoin czy etherum ma wspólnego z dascoinem tudzież futurocoinem? Tyle co ogórki z dżemem czyli nic. Miłośnicy zarabiania na kryptowalutach szybko się rozsierdzili i zgodnie ze starą taktyką wojenną przystąpili do kontrnatarcia. Wszak najlepszą obroną jest przecież atak. Zorganizowali akcję „Uważaj na waluty – państwowe”.

Żeby było jasne. Nic nie mam przeciwko samym kryptowalutom, co często podkreślam. Prywatnie mam do nich stosunek nieco oschły. Ziębią mnie one tak samo jak łyk dobrze schłodzonej Pepsi w upalny dzień. Są taką samą inwestycją jak obrazy, złoto, diamenty czy grunty. 

Oczywiście do czasu, kiedy ktoś nie spróbuje oblec kryptowalut w plan marketingowy, bo wtedy scyzoryk sam mi się otwiera w kieszeni. W takim przypadku wypłacane prowizje pochodzą wyłącznie z wpłat innych uczestników takiego systemu, a to już jest niezgodna z prawem piramida finansowa

No i jasne jest to, że nawet jeśli wszystko działa zgodnie z prawem, to człowiek musi wiedzieć, zdawać sobie sprawę z ryzyka, jakie występuje i powinien orientować się, że może zyskać, ale równie dobrze może stracić. Wtedy nie widzę w kryptowalutach nic złego. Są ludzie, którzy uczciwie zarabiają na tym bardzo fajne pieniądze i publiczne linczowanie ich za to jakimiś akcjami medialnymi dlatego, bo z drugiej strony medalu jacyś hochsztaplerzy budują na tym niezgodne z prawem piramidy jest, co najmniej, bezpodstawne. O ile nie głupie. 

Dziś z kryptowalutami sytuacja zrobiła się bardzo podobna do tej, kiedy powstawały stygmaty o network marketingu. Cały czas przecież funkcjonują w społeczeństwie stereotypy, jakie przyszyto onegdaj systemowi MLM. Tutaj niestety również, z powodu braku elementarnej wiedzy, wielu wrzuca marketing sieciowy do jednego wora z piramidami finansowymi. W tym miejscu muszę pochwalić i podziękować trzem instytucjom, bezpośrednio zajmującym się tematyką inwestowania i kryptowalut –  Fundacja Trading Jam Session, FX Parkiet oraz Polskie Stowarzyszenie Bitcoin. Te trzy projekty robią świetną robotę obserwując i poniekąd, na swój sposób, kontrolując rynek pod tym względem. Naprawdę trzymają rękę na pulsie. 

Profesjonalna edukacja w tym zakresie jest niezbędna. Ludzie powinni nauczyć się bez problemu odróżniać normalny biznes od kryptopiramidy. To zakała internetu i mafia światowej gospodarki.

Ciekawą wypowiedź w tym temacie udzielił mi kiedyś Jacek Walewski, sekretarz Polskiego Stowarzyszenia Bitcoin: „Akcja edukująca Polaków w sprawie walut cyfrowych była i jest potrzebna. Dziś na giełdach kryptowalutowych gra zbyt wiele osób, które mają bardzo małą wiedzę na temat tej technologii, przez co są narażone na utratę swoich środków. Nie trzymają np. walut na portfelach lecz na giełdach, co w przypadku upadku danej platformy grozi stratami finansowymi. Niestety akcje NBP i KNF są niedopracowane i bardziej straszą niż edukują obywateli. Jako Polskie Stowarzyszenie Bitcoin prosiliśmy obie instytucje o umożliwienie nam współredagowania tych materiałów. Niestety nasz apel pozostał bez odzewu.

Na rynku walut cyfrowych – jak na każdym innym – dochodzi do zachowań nieetycznych, które należy piętnować. Proszę jednak pamiętać, że w samej technologii blockchain nie ma nic złego, a wręcz przeciwnie – to technologia, która rewolucjonizuje wiele obszarów naszego życia. W kwestii piramid finansowych na tym rynku proszę zauważyć, że projekty, które już zostały za nie uznane, tak naprawdę nie były oparte na technologii blockchain, a tylko udawały kryptowaluty i wykorzystywały ich popularność do zbierania środków od mniej świadomych osób. Pewnym zwyczajem na naszym rynku jest publikowanie przed sprzedażą tokenów czy walut cyfrowych tzw. WhiteList, RoadMap oraz prezentowanie zespołu tworzącego dany projekt. Brak tych dokumentów powinien być dla każdego inwestora pierwszym ostrzeżeniem. Stąd też nasze akcje prewencyjne. Przede wszystkim przy naszej współpracy powstało kilka interpelacji poselskich dotyczących podejrzanych projektów. Informowaliśmy także o tego typu zjawiskach poprzez nasze listy otwarte skierowane do społeczności i mediów. Przy niemal każdym pojawieniu się w mediach nasi przedstawiciele tłumaczą, na czym polega technologia blockchain. Zagrożenie piramidami finansowymi zostanie zniwelowane do minimum, gdy ludzie będą świadomi tego, czym są kryptowaluty. Przed nami jest jednak wiele pracy. Cały czas pamiętamy jak sam premier Morawiecki w wywiadzie udzielanym w Davos zestawił w jednym zdaniu obok siebie kryptowaluty i Amber Gold. Pracy edukacyjnej przed nami cały czas jeszcze sporo” – stwierdził Jacek Walewski.

Kilka dni temu na FB ktoś mnie zapytał – „Dlaczego ludzie dają się nabierać i jak tępe sztuki, pomimo tylu publikacji, wciąż wchodzą w piramidy?” Problem jest złożony. To pytanie bardziej do dobrego psychiatry niż do dziennikarza. Każdym mogą kierować inne pobudki. Ale ogólnie ja to nazwałem syndromem owczego pędu połączonego z pazernością okraszoną wzmożonym deficytem intelektualnym. Więc przede wszystkim w grę wchodzi tutaj nieznajomość obowiązującego prawa, a co się z tym wiąże, ewentualnych konsekwencji. Ponadto zwykła ludzka chciwość, lenistwo, ubóstwo, a nawet wrodzone ewentualnie nabyte, specyficzne cechy charakteru, powodujące nieodpartą chęć natrętnego inicjowania hochsztaplerki. Oj znam Ci ja i takich delikwentów. Niektórych obserwuję i opisuję od ponad 20 lat. 

Aby zlikwidować, ewentualnie skorygować do minimum problem piramid finansowych w Polsce, musi się znaleźć człowiek z wielkimi jajami, który jasno i stanowczo oddzieli ziarna od plew. Wstanie i powie – „to jest białe, a to jest czarne”. I nie ma żadnych odcieni pomiędzy. W tej kwestii tym bardziej nie rozumiem postawy i podejścia do tematu kryptowalut polskich urzędów. A szczególnie błędne moim zdaniem te instytucje stosują sformułowania semantyczne w kwestii czym kryptowaluty są. Bo na pewno nie są produktem. OK, mogę się zgodzić, że nie są prawnym środkiem płatniczym, ale środkiem płatniczym, czyli walutą, pieniądzem elektronicznym czy cyfrowym, są bankowo. Dlatego zawsze, kiedy ktoś będzie próbował robić na nich MLM, wypłacane ludziom prowizje będą pochodziły wyłącznie z wpłat innych uczestników takiego systemu. A to z kolei narusza m.in. art. 17c ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. I mamy tutaj niezły pasztet. Semantyczny paradoks. Bo jeśli urzędy i instytucje, które z racji samej natury zostały powołane do walki z piramidami finansowymi, przypisują kryptowalutom jakiekolwiek cechy produktu, same strzelają sobie w kolano. Amen.

Dla mnie takie stanowisko to czarna magia. Zwłaszcza, kiedy rozpatrujemy problem z punktu widzenia konstrukcji technicznej piramid finansowych w zestawieniu z kontekstem obowiązującego prawa. NBP i KNF w swoich akcjach używają sformułowań typu „Waluta wirtualna to nie pieniądz” i „Kryptowaluty to nie waluty”. W ostrzeżeniu publicznym opublikowanym przez te instytucje czytamy, że kryptowaluty nie są prawnymi środkami płatniczymi, a w korespondencji ze mną stwierdzają, że są „uznawane przez osoby fizyczne i prawne za środek płatniczy, który może być przenoszony, przechowywany albo podlegać handlowi elektronicznemu”. To wygląda jakby sami nie wiedzieli czym są kryptowaluty. Albo środek płatniczy albo nie. Może nie prawny środek płatniczy ale środek płatniczy, bo jednak w niektórych miejscach można za jego pomocą nabywać towary i usługi lub wymieniać na inne pieniądze. Jeśli środek płatniczy to nie produkt ani nie usługa. Jeśli NBP i KNF wychodzą z takiego założenia, że ani pieniądz ani waluta, to czy każdy hochsztapler może teraz paradoksalnie swoje kryptowaluty nazwać produktem lub usługą i budować na ich bazie piramidy finansowe? Czy ich właściciele, prezesi i członkowie rad nadzorczych będą teraz twierdzić, że sprzedają produkt, a zaufane instytucje jak NBP i KNF to potwierdzają, bo mówią publicznie, że to ani pieniądze ani waluta? Jeśli tak, to tylko kilka milimetrów dzieli nas od tego, aby werbować ludzi, którzy będą wpłacali po 25 000 euro albo i więcej, a w zamian będą dostawać ruble albo jeny. I gdzie tu produkt? „No przecież mamy produkt. NBP i KNF tak powiedziały”. I każdy sąd w Polsce im przyzna rację. Każdy właściciel piramidy finansowej teraz powie – przecież u nas wypłaty nie pochodzą wyłącznie z wpłat! Dajemy ludziom produkt – kryptowalutę! 

Masakra. To wygląda tak, jakby instytucje, które mają walczyć z piramidami dawały takim piramidom zielone światło. Zupełnie identycznie jak w sytuacji, kiedy rząd w ferworze walki ze sformułowaniem „polskie obozy koncentracyjne” doprowadza do sytuacji, gdzie w ciągu 24 godzin określenie to pojawia się w przestrzeni publicznej 30 milionów razy. Czy to nie strzał we własną stopę?

Nie lubię snuć demagogicznych, czarnych wizji, ale jeśli ktoś szybko czegoś z tym nie zrobi, to zaraz zaczną powstawać piramidy finansowe, gdzie będzie się wpłacało złotówki i w zamian dostawało złotówki nazywane produktem. Bo prezes powie, że to nie pieniądze tylko produkt! Papier + farba drukarska.

A na koniec w ramach edukacji i przestrogi polecam zapoznać się z informacją o tym, co grozi za inicjowanie piramid finansowych i werbowanie do nich innych ludzi: STOP PIRAMIDOM.

Mogą Cię również zainteresować