DasCoin – wstawimy tyle kitu ile rama w oknach pomieści

przez Maciej Maciejewski

Dziś zajmiemy się tematem głośnym ostatnio zwłaszcza w social mediach. Chodzi o kontrowersyjne przedsięwzięcie nazywane ogólnie DasCoin. Projekt reklamowany jest podczas eventów i w sieci, zarówno przez jego decydentów jak i osoby wpłacające pieniądze, jako system MLM. Niestety…

źródło: Dascoin.comźródło: Dascoin.com

W związku z powyższym wywiedzenie niniejszej publikacji stało się niezbędne i uzasadnione. W tym temacie wyprzedził nas już co prawda redaktor Maciej Samcik („DasCoin, czyli eldorado zaczyna się teraz! Albo w 2018-tym. Albo będzie DasNic”) ale, że zaczęliśmy już rozmowę z prezesem DasCoin dużo wcześniej i przede wszystkim zrobiliśmy to na wyraźną prośbę „naganiaczy” to jesteśmy ewidentnie winni im tę publikację. Obiecaliśmy, to ma być. Postaramy się też nie powielać informacji ogólnych, które redaktor ekonomiczny Wyborczej już nakreślił. To już było…

Pierwsza czerwona lampka

Bardzo wielu Czytelników prosiło nas o sprawdzenie tego przedsięwzięcia. Jednak z punktu widzenia rzetelności dziennikarskiej tym „biznesem” nie powinniśmy się zajmować w ogóle. Dlaczego? Bo z punktu widzenia prawa, które wszyscy jesteśmy zobowiązani przestrzegać, dla nas go nie ma. Nie istnieje ono. Każdy biznes zaczynamy bowiem sprawdzać od jego strony internetowej. Zawsze w pierwszej kolejności wchodzimy na stronę www i zaglądamy w zakładkę kontakt. I sprawdzamy czy są tam informacje, które być powinny. Zgodnie z obowiązującym prawem. A co powinno tam być? Na pewno nie rubryczki służące wyłącznie do wysyłania informacji. I to w dodatku nie wiadomo do kogo. W zakładce kontakt powinny się znajdować szczegółowe dane kontaktowe do firmy, ale przede wszystkim jej dane. Dokładne dane. Nie wystarczy więc nazwa projektu. Trzeba wstawić jej formę prawną, NIP, REGON, kapitał początkowy, adres, telefony, maile… Wszystko co służy do jej namierzenia i zweryfikowania w urzędach. Jeśli tego nie ma zapala nam się w głowie pierwsza czerwona lampka. A wtedy opuszczamy portal, zapominamy o nim i już nigdy więcej tam nie zaglądamy. I dla nas taki „biznes” nie istnieje. Bo w każdym biznesie transparentność to podstawa. DO SPRAWDZENIA. Nie mówiąc już o zainwestowaniu w tym choćby złotówki.

Kiedy zamiast wszystkich ważnych danych pojawiają nam się rubryczki wychodzimy z portalu i już nigdy na niego nie wracamy. Firma widmo. Nie ma takiego biznesu. Ale, umówmy się, że w tym przypadku zrobimy wyjątek. Tak nas proszono o publikację na temat DasCoin, że nie możemy zawieść naszych Czytelników. Wszak nie piszemy dla siebie…

Druga czerwona lampka

O przedsięwzięciu DasCoin zaczęło być głośno w Polsce, kiedy Krajowy Nadzór Finansowy został o niej powiadomiony przez fundację Trading Jam. To grupa zawodowych traderów, pasjonatów rynków finansowych, ludzi zaangażowanych w edukację finansową. Zapoznali się z tematem i powiadomili KNF o nim, aby urząd zwrócił uwagę na – ich zdaniem – piramidę finansową, która rozprzestrzenia się na terenie kraju w sposób nieprawdopodobny. Komisja Nadzoru Finansowego stwierdziła jednak, że tego typu sprawami się nie zajmuje:

Nie dziwi nas to. Już niejednokrotnie nasze pisma spotykały się z podobnymi interpretacjami urzędów. No bo wiecie… gdyby w DasCoin był zamieszany jakiś polityk, sędzia alibo generał WP… To tak, jak najbardziej. Wtedy nawet to komisja śledcza. Ale, że tutaj dochodzi wyłącznie do wpłat pieniędzy zwykłych obywateli – nie zajmujemy się takimi sprawami.

Teraz pytanie za sto punktów: dlaczego specjaliści z Trading Jam zwrócili uwagę na DasCoin? Czy zaświeciła im się czerwona lampka? O co chodzi? Udało nam się w tej sprawie porozmawiać z członkiem tej fundacji. Oto komentarz Jakuba Mościckiego z fundacji Trading Jam:

– Naszym zdaniem DasCoin wydaje się być piramidą finansową i pragniemy zwrócić uwagę urzędów na działalność całego projektu. Pierwszą przyczyną był wzrost zainteresowania kryptowalutami wśród osób zrzeszonych pod naszą fundacją. Część z nich wielokrotnie pytała właśnie o DasCoina. Dlatego postanowiliśmy zgłębić ten temat. Okazało się, że osoby zaangażowane w DasCoina przewijały się wcześniej przez OneCoina, który wiadomo jak skończył. Następnie zafrapowała nas sama struktura firmy, która zlokalizowana jest w Singapurze, a jest własnością firmy z Dubaju, którą zarządzają osoby z USA. Jakie są logiczne przesłanki do tworzenia takiego łańcuszka zależności? Jedynym wyjaśnieniem wydaje się być uniknięcie ewentualnej odpowiedzialności. Uruchomienie własnej kryptowaluty jest obecnie dziecinnie proste – wystarczy skopiować kod Bitcoina, lekko go zmodyfikować, postawić kilka komputerów, wymyślić nazwę i mamy nową kryptowalutę. Oczywiście w dużym uproszczeniu, ale tak to wygląda. Operację taką można wykonać w ciągu jednego dnia. Dlatego tutaj sam proces tworzenia DasCoina wydaje się podejrzanie długi. Sam termin „uruchomienia” Dascoina był już kilkakrotnie przekładany. Kolejnym elementem jest brak „książkowych” cech jakie powinien spełniać pieniądz. Powinien on być przynajmniej wymienialny na inne waluty lub kryptowaluty. DasCoin nie jest notowany na żadnej giełdzie. Nie można nim przeprowadzić żadnych transakcji. Również same „zyski” przedstawiane na prezentacjach DasCoina wydają się być zbyt optymistyczne. Proszę również pamiętać o podstawowej sprawie – jak wiadomo w każdym normalnym biznesie wypłacane prowizje muszą pochodzić ze sprzedaży dóbr a nie z wpłat innych uczestników danego systemu. A tutaj? Równie dobrze mogliby sprzedawać pomidory, których jeszcze nie ma. Natomiast co do odpowiedzi KNF. Nie do końca jesteśmy zadowoleni. Natomiast KNF ma trochę związane ręce bo to nie jest obszar ich zainteresowań. Oni mogą działać tylko w stosunku do podmiotów nadzorowanych. Wszystkimi pozostałymi przypadkami nieuczciwej konkurencji w Polsce zajmuje się UOKiK. Poczekamy na ich odpowiedź w tej sprawie i zobaczymy czy mają zamiar coś z tym zrobić. Niedawna zmiana w prawie będzie dawała możliwość KNF-owi do blokowania instytucji i firm, które wpiszą na listę ostrzeżeń. Może to pozwoli łatwiej walczyć z patologiami na rynku. Być może KNF nie będzie mógł – jeszcze – blokować firm zarejestrowanych w Singapurze czy na Seszelach, natomiast po wpisaniu na listę ostrzeżeń KNF można zablokować domenę np. Dascoin.com więc ludzie nie dadzą rady się tam rejestrować i przelewać więcej pieniędzy.

Trzecia czerwona lampka 

Po otrzymaniu takiej wypowiedzi, powiedziałem sobie – Maciek, nie ma szans. Sprawa jest poważna. A Ty cholera człowieku masz już dwudziestą sprawę przecież tylko dlatego, że informujesz ludzi o oszustach. Nie pisz człowieku niczego niesprawdzonego, nierzetelnego, nieobiektywnego, reklamowego, promocyjnego. IDŹ CHŁOPIE DO ŹRÓDŁA!!! ZAPYTAJ WODZA!!!

To raz. A dwa – najlepiej nie wierzyć ludziom, którzy sami nie wpłacili, więc postanowiliśmy wszystko skonsultować z prezesem DasCoin. Tym bardziej, że po każdej tego typu, kontrowersyjnej publikacji, zewsząd sypią się na nas gromy z oskarżeniami, że jakoby jesteśmy nierzetelni. Aby zatem pozyskane informacje były jak najmocniej blisko pierwszej ręki, porozmawialiśmy na ten temat z prezesem przedsięwzięcia DasCoin. Jest nim Michael Mathias. Udało nam się zdobyć do niego adres e-mail.

Tylko teraz tak… Aby rozpoznać czy jakieś przedsięwzięcie jest lub nie jest piramidą finansową trzeba zadać sześć pytań. Kiedy ktoś piramidzie finansowej zada od razu z mostu te sześć pytań, jest momentalnie spalony. Bo wtedy wiadomo dla piramidziarza o co chodzi – zadasz pytania o wyniki finansowe to znaczy, że szukasz tematu. A matematyki nie da się oszukać. Chlapniesz liczbami i pozamiatane. Dziennikarz weźmie do ręki kalkulator i wyjdzie skąd biorą się wypłaty na prowizje. Bo zawsze trzeba zestawić ze sobą liczbę osób zarejestrowanych, sumę ich wpłat i wypłat plus za co – i mamy wszystko jak na dłoni. Prosta księgowość. Dlatego ekskluzywną rozmowę z prezesem DasCoin zaczęliśmy (miesiąc temu) od delikatnego:

– Witam serdecznie, planujemy publikację o projekcie DasCoin. Czy możemy zadać panu kilka krótkich, prostych pytań?

– Witaj Maciej! – odpisał szybko prezes. – Tak, cieszę się, że będę mógł odpowiedzieć na wszelkie Twoje pytania, pod warunkiem, że zgodzisz się dokładnie opublikować moje odpowiedzi. Jeśli się zgadzasz, prześlij listę pytań. Odpowiem najszybciej jak to możliwe.

Mówię sobie super. Zawsze publikuję dokładne odpowiedzi przecież. Wreszcie jakiś kontrowersyjny w sieci prezes nie ma nic do ukrycia. Bo wiecie… Normalnie się rozmawia, jak firma jest rzetelna i etyczna. A przede wszystkim ma KOT. Nie KOD tylko KOT – jest kompetentna, odpowiedzialna i transparentna. Prezesi takich firm zawsze odpowiadają na pytania. Pomyślałem więc, że nie będę jegomościa straszył, atakował serią pytań, tylko zacznę od najbardziej prostego:

– Projekt DasCoin to kilka powiązanych ze sobą spółek. DasCoin, NetLeaders, CoinLeaders, WebWallet, DasFinancial AG.  Z kim człowiek u Was tak naprawdę podpisuje umowę o współpracy? I któremu podmiotowi wpłaca pieniądze?

I na tym, powiem Wam, rozmowa się skończyła. Nie mam pojęcia dlaczego. Chyba zatkało jegomościa. Sam się chyba w tym wszystkim pogubił i szuka papierów. Bankowo pytanie nie było trudne. Następne mogły kogoś z IQ poniżej 50 zaskoczyć. Ale to? KOMU LUDZIE WPŁACAJĄ PIENIĄDZE? Mógł chociaż odpowiedzieć tak:

A potem, kiedy bym go zapytał jaki mają produkt mógł odpowiedzieć chociaż tak:

A jakbym go zapytał o dane, jaki wynik finansowy miała spółka w 2016 roku, mógł chociaż odpowiedzieć tak:

Po miesiącu czekania na tak trudne pytania znalazłem człowieka zafascynowanego tym projektem. Marcin też był napisał o DasCoin artykuł wcześniej od nas („Dascoin – nowa kryptowaluta czy zwykły shitcoin?”). Też poprosiliśmy go o komentarz.

Komentarz Marcina Cilulko, autor bloga Wolny-finansowo.pl: – Moim zdaniem DasCoin to 100% piramida finansowa i podstawowym faktem, po którym można to rozpoznać, są osoby, które zajmują się promowaniem tego projektu w Polsce – Damian Żukiewicz, Mateusz Gużda, Klapczarek i jeszcze sporo innych. Są to osoby, które poza oczywiście swoimi jakimiś tradycyjnymi biznesami, nigdy w sieci nie promowały niczego innego niż piramidy finansowe. Żukiewicz np. do niedawna zachwalał Recyclix, który już pozamiatał pod dywan, promuje też mocno FutureNet, który jest kolejną piramidą finansową R. Ziemiana, a Gużda kiedyś „naganiał” do BannersBroker, gdy nawet już od dawna firma ta była niewypłacalna. To tylko przykłady, bo w międzyczasie ludzie ci promowali i promują nadal też mnóstwo innych tego typu programów.

Przyp. red. W tym miejscu znajdowało się zdjęcie mężczyzny trzymającego w ręku książkę. Mężczyzna miał tak zasłoniętą twarz, aby nie można było rozpoznać jego tożsamości. Zdjęcie usunęliśmy dnia 22.11.2017 o godz. 18:40 na pisemną prośbę Kancelarii Prawnej Rafał Kufieta działającej w imieniu Damiania Żukiewicza. 

Kolejna sprawa to w 100% identyczny schemat działania DasCoina w stosunku do OneCoina. Nie wiem czy temat jest znany, bo nie był aż tak rozbujany w Polsce jak obecny DasCoin, ale tak samo kupowało się licencję, polecało innym, a finalnie OneCoin nigdy nie ujrzał światła dziennego jako waluta i najzwyczajniej został zamieciony pod dywan. I już praktycznie zniknął. Wszytko wyglądało tak samo – zakup licencji, potem czekanie w nieskończoność aż waluta się pojawi na giełdach, gdzie oczywiście nigdy się nie pojawiła. To samo będzie z DasCoinem – miał na giełdy trafić w styczniu tego roku, potem to przełożyli jakoś na koniec marca, a teraz już jest następna przekładka chyba na 2018 rok. Do tego nikt nie mówi o tym, że DasCoin miałby wejść na np. takie duże giełdy jak Poloniex, Bittrex czy C-ex tylko jest zamysł stworzenia własnej wewnętrznej giełdy zrobionej przez twórców, żeby w 100% samemu manipulować kursem i tam użytkownicy będą mogli wymieniać się między sobą DasCoinami. Efekt będzie taki, że albo Ci co kupowali Dasy w największych licencjach po 3 centy sprzedadzą wszystko choćby po 10-20 centów jeśli taką cenę zrobią właściciele, a Ci na małych licencjach co kupowali po 16 centów zostaną z walutą nic nie wartą.

Twórcy nawet nie starają się w żaden sposób potwierdzać informacji, które przedstawiają na spotkaniach/eventach – wszyscy łykają ich obietnice jak młode pelikany. Nadal nie ma waluty, a oni sięgają kilka lat w przód jak to DasCoinem będzie się płaciło, opowiadają o rozmowach z Visa, MasterCard czy o tym, że współpracują z nimi ludzie, którzy tworzyli Vodafonne itp. a nadal nawet nie istnieje sam Dascoin.

Wracając do OneCoina – sam John Pretto, który jest jedną z osób odpowiedzialnych za powstanie projektu DasCoin był tak samo odpowiedzialny za promowanie i rozwój OneCoina, który od samego początku działał jako piramida finansowa i po to został stworzony. Nie widzę innego tłumaczenia jak to, że panowie tutaj po prostu powtarzają „sukces”  swojego poprzedniego projektu – tylko teraz pod innymi nazwiskami – i znów zgolą kupę kasy z ludzi.

Z największych „promotorów” DasCoina na Polskę to są właśnie Damian Żukiewicz, Mateusz Gużda, Mariusz Jacak i Wojciech Krupa. I te nazwiska śmiało możecie w artykule wymienić. Warto też dodać, że obecnie jest kilka tysięcy kryptowalut – mniej i więcej wartych czegokolwiek i żadna nie musiała się promować na zasadzie poleceń, prowizji i innych dziwnych historii. Ale OneCoin i DasCoin kryptowalutami nie są, więc pewnie stąd taka różnica. Bo spora część ludzi nawet nie widzi różnicy i nie zdaje sobie sprawy, że całe te kupna licencji, polecanie itp. wszystko działa jako projekt pod nazwą NetLeaders, a nie DasCoin. Natomiast i tak wszyscy używają określenia DasCoin albo co lepsze kryptowaluta DasCoin. Żeby być kryptowalutą to trzeba po pierwsze istnieć i mieć swój własny blockchain dla danej waluty, a niestety DasCoin nadal nie istnieje, a całe jego wydobycie jest podobno zwykłym skryptem w Java (informacja z hyipforum). Gdyby wydobycie istniało każdy użytkownik już mógłby te monety przesyłać sobie na portfele, a z tego co wiem jedyne co ludzie mogą robić to patrzeć jak im się waluty „wydobywają”. To są po prostu zamaskowane piramidy finansowe.

Odpowiedź na pytanie czemu ludzie promują to jako kryptowaluty jest bardzo prosta. Zarówno OneCoin jak i teraz DasCoin są ciągle porównywane do BitCoina, gdzie ich jedyną cechą wspólną jest tylko słowo „coin” w tych 3 nazwach. Ale jak wiemy BitCoin to najpopularniejsze i najwięcej warta kryptowaluta, więc dlatego każdy się do niej odnosi. O dziwo, żadne inne krypto typu Ethereum, Ripple, Golem w życiu nie porównują się do Bitcoina, a wręcz próbują się pokazać czym się od niego różnią. Promocja DasCoina jest bardzo łatwo manipulująca ludzi, którzy się nie znają – najpierw jest im mówione, że kupują DasCoiny, a tak naprawdę kupują zwykłą licencję na późniejsze wydobycie, która nie daje żadnej gwarancji zarobku, a później jest opowiadana historia, że kiedyś BitCoin kosztował np. 1$, a teraz kosztuje ponad 2000$ i każdy kto przegapił taką okazję musi kupić DasCoiny, bo to będzie nawet lepsza waluta od BitCoina, więc tym samym pewnie droższa. Zawsze jest porównanie do BitCoina, a potem oddziaływanie, że nawet za wydane teraz 500$ kiedyś będzie to warte miliony – powiedział nam Marcin Cilulko.

Czwarta czerwona lampka

Na tym można by zakończyć, ale zawsze w przypadku piramid finansowych ludziom powinna się zapalić czerwona lampka, kiedy firma wciska kit. Nie ważne drogi czy tani. Piramidy z górnej półki zawsze idą na całość i wybierają schemat manipulacji informacją totalny. Najczęściej podpierają się znanymi markami. W przypadku DasCoin np. zauważyliśmy w sieci notoryczne chwalenie się współpracą z renomowanymi na świecie koncernami (już to znamy z historii Waldemara M.). Pojawiają się otóż w sieci informacje/reklamy, że DasCoin jest obsługiwany przez renomowany i poważany na całym świecie koncern PriceWaterHouseCoopers:

źródło: Dascoin.com.plźródło: Dascoin.com.pl

A to, jakby nie było, wszem i wobec szanowana i poważana, wiodąca globalnie organizacja świadcząca profesjonalne usługi doradcze. Postanowiłem to sprawdzić. Rozmawiałem z rzecznikiem prasowym PwC, który kategorycznie zaprzeczył jakiejkolwiek współpracy z DasCoinem:

„Badamy tą sprawę i nasi prawnicy podejmują odpowiednie kroki. Nasza firma nie ma nic wspólnego z tą firmą” – powiedział nam zaskoczony Jakub Kurasz, rzecznik prasowy PriceWaterHouseCoopers.

No cóż. Owce zawsze w akcji są zaskoczone, wilki nie. Tak to już jest. Zarówno w świecie przyrody jak i tam, gdzie wypłacane prowizje pochodzą wyłącznie z wpłat innych uczestników, a nie ze sprzedaży produktu. A wtedy mamy do czynienia z piramidą finansową. Oczywiście, że produkt może być na miarę nawet XXVII wieku. To nie musi być dom czy samochód ale musi spełniać podstawowy warunek. Musi działać. Musi się dać skonsumować. Samą licencję na pomidory, które dopiero będą – albo nie wyrosną z jakiejkolwiek przyczyny – można sobie jedynie oprawić w ramki i powiesić na ścianie. Równie dobrze mogę od jutra drukować i sprzedawać prawa jazdy na odrzutowe paralotnie napędzane kocim moczem. Sprzęt już od 2019 wejdzie na rynek. Albo działki rolne na Marsie. Przecież człowiek w końcu postawi tam nogę. Niebawem.

Mogą Cię również zainteresować