Anna Gurtowska
Bohaterka mojego najnowszego materiału pochodzi z małej miejscowości o nazwie Kursztyn. Ma wykształcenie średnie, nigdy nie ukończyła studiów. Być może dlatego, że już w wieku 19 lat urodziła swoje pierwsze dziecko. Niespełna 3 lata później drugie. A kiedy skończyła 28 lat była już dawno po rozwodzie i kilku latach samotnego wychowywania dzieci, egzystując bez bieżącej wody, w paskudnych, wręcz „spartańskich” warunkach.
„Nie miałam dobrej reputacji. Nie byłam żadnym autorytetem. Nikt mi nie dał lepszego startu i nikt nie widział we mnie lidera, za którym warto pójść, kiedy zaczynałam swoją przygodę z networkiem marketingiem. Ale co miałam do stracenia? Nic!” – wspomina swoje początki w biznesie Anna Gurtowska.
W ciągu 20 lat pracy wielu ludzi opowiadało mi o tym, jak to pozbyli się znajomych, kiedy zaczęli działać w systemie MLM. Wielu liderów snując swoje historie na pięknych scenach mówi o tym, że z nich szydzono i słyszeli, że mają wziąć się za normalną pracę. Anna twierdzi, że również poznała smak wytykania palcami, a nawet poniżania dzieci tylko dlatego, że ich mama żyła w biedzie – bo tak to wprost trzeba nazwać.
Ale słyszałem również mnóstwo historii o tym, że marketing sieciowy zmienia ludzkie życia. Dla wielu ludzi to tak naprawdę jedyna szansa na wybicie się i zmianę trudnej rzeczywistości. „Mi network marketing uratował życie” – wyznała w pewnym momencie rozmowy moja interlokutorka.
Maciej Maciejewski: Większość ludzi, którzy przeszli taką transformację, wypierają stare, złe czasy z pamięci. Nie chcą o tym rozmawiać. Wracasz czasami wspomnieniami do tamtego okresu?
Anna Gurtowska: Hmm… O możliwościach marketingu sieciowego dowiedziałam się, kiedy naprawdę byłam na skraju załamania nerwowego. Kiedy omijały mnie pierwsze słowa i kroki moich dzieci… Kiedy zostawały ciągle z innymi opiekunkami, bo żadna nie wytrzymywała naszych warunków mieszkalnych. Czułam, że tracę to, co jest moją jedyną radością mojego – jak wtedy uważałam – nędznego życia.
Pewnego zimowego i bardzo mroźnego poranka, po 24 godzinach pracy w barze, wracałam do domu. Od przystanku autobusowego do mojego domu miałam jakieś 6-8 km. Byłam naprawdę wyczerpana. Już wysiadając z autobusu poczułam, że mogę nie dojść do celu o własnych siłach. Moje nogi były jak z waty, w oczach robiło się ciemno… i nagle zemdlałam. Padłam w rowie przy ulicy. Pamiętam, że kiedy się ocknęłam, nie miałam siły wstać. Leżałam w śniegu. Nie czułam kończyn. Wtedy, w tej właśnie sytuacji, miałam przed oczami moje dzieci, które mogłyby nagle zostać i bez ojca i bez matki. Zadawałam sobie pytania: „Co mogę zmienić w swoim życiu? Co mnie trzyma przed tym, żeby zacząć normalnie żyć? Mieć wodę? Mieć pieniądze? Poczucie bezpieczeństwa?”
To właśnie tego dnia, jak tylko wróciłam do domu i mocno przytuliłam swoje dzieci. Potem poszłam do koleżanki, która miała internet i zaczęłam wyszukiwać frazy typu „co robią ludzie bogaci?”, „jak stać się bogatym?”, „jak wyjść z biedy?” I w tych wszystkich artykułach, które znalazłam, systematycznie powielało się jedno ważne słowo. ZMIANA.
Potem wszystko potoczyło się jak błysk pioruna, więc opowiem w wielkim skrócie. Przypomniałam sobie, że mam ciotkę w Toruniu, która jest samotna. Zrobiłam wszystko, aby zdobyć na nią namiary. Spakowałam dzieci i siebie w dwa plecaki i wyjechaliśmy w poszukiwaniu lepszego życia. W Toruniu, szukając przewodników, poznałam mojego obecnego męża Marcina, który pokazał mi świat zarabiania przez internet. Tak właśnie dowiedziałam się o systemie marketing sieciowy czyli MLM.
Maciej Maciejewski: I tak od ręki powiedziałaś wchodzę w to i działam?
Anna Gurtowska: A dlaczego nie? To była tak zwana bardzo krótka piłka. Nie miałam nic do stracenia. To było jak dar od Boga, który wysłuchał moich próśb o tym, abym mądrze korzystała ze wszystkich szans jakie będę otrzymywać. Wyjeżdżając, zostawiając za sobą korzenie i całą swoją przeszłość, postawiłam wszystko na jedna kartę. Postawiłam na MARZENIA. Postawiłam na przyszłość swoich dzieci i obiecałam sobie, a przede wszystkim im, że zrobię co tylko mogę, żeby one kiedyś były z mamy dumne.
Maciej Maciejewski: Jak wyglądały w Twoim przypadku początki budowania tego biznesu?
Anna Gurtowska: Dobre pytanie. Pierwsze pół roku to było przyglądanie się, nabywanie wiedzy i niedowierzanie w to, że ten system zarabiania pieniędzy jest czymś dla mnie. Jednak bardzo solidnie podchodziłam do wszystkiego co mówiono, że trzeba robić. Lista 100 osób była zrobiona i spalona. Pierwsza moja zarejestrowana osoba po miesiącu pytała się, gdzie może odsprzedać pakiet produktów startowych, które zakupiła mówiąc, że przez nie kłóci się ze swoim partnerem, który chce ją zostawić. Wiele rzeczy próbowałam wtedy robić po swojemu, zamiast słuchać lidera, który wskazywał mi drogę. W naszym networkowym slangu nazywamy takie osoby WIEMLEP – bo wszystko wiedzą lepiej. Jednak na szczęście nieodłącznym elementem w naszej branży jest rozwój osobisty. Stawanie się coraz lepszą wersją siebie. Z czasem nabrałam pokory, zacisnęłam zęby i postawiłam na systematyczne spotkania z potencjalnymi partnerami biznesowymi. Wszystko robiłam telefonicznie, ponieważ do tej pory nie mam prawa jazdy. I tak po kolejnym roku w mojej pierwszej firmie zostałam ogłoszona rekruterem numer 1 na ponad 200 000 partnerów z całego świata. Wszystko w MLM jest zależne od ilości wykonywanej pracy. Nie ma wielkiego lidera, któremu coś się udało. Pieniądze przed pracą są tylko w słowniku wyrazów obcych.
Maciej Maciejewski: Dziś działasz w firmie S’OUVRE. Dlaczego akurat ten biznes? Co wyróżnia tę spółkę od wielu innych?
Anna Gurtowska: Postaram się odpowiedzieć na to pytanie jak najbardziej obiektywnie, nie robiąc przesadnej reklamy. Po pierwsze ten biznes daje możliwość współpracy każdemu, bez względu na jego aktualny stan portfela czy doświadczenie. Rejestracja jest za darmo, a żeby mieć tzw. „aktywność biznesową” wystarczy kupić chociażby to, na co i tak miesięcznie każdy przeciętny Kowalski wydaje od 100 do kilkuset złotych, a mianowicie środki codziennego użytku, takie jak: płyny do prania, do naczyń, tabletki do zmywarki, żele pod prysznic, perfumy czy kosmetyki. Oczywiście wraz z mężem chcieliśmy, żeby firma miała również produkty klasy premium, dla tych bardziej wymagających klientów. I tutaj również mamy jedyne w swoim rodzaju naturalne kolageny oraz linię Proffessional, z którą możemy podbijać salony kosmetyczne oraz fryzjerskie.
Ta firma daje nam wolna rękę jeśli chodzi o publikowanie treści w socjal mediach, co nie w każdym networku się zdarza. Hasło przewodnie S’OUVRE to TRUE ME czyli w wolnym tłumaczeniu PRAWDZIWY JA i faktycznie tutaj możesz być totalnie sobą i w ten sposób przyciągać ludzi podobnych do siebie. Mój mąż prześwietlił spółkę i wiele innych firm pod kątem planu marketingowego i zdecydowanie stwierdził, że nie ma sobie równych jeśli chodzi o szczegóły, których szukaliśmy. Żeby nie być gołosłowna, firma jest np. jedną z nielicznych spółek, które nie robią odcięć od wypracowanych aut i wycieczek. W wielu firmach – niestety, kiedy robisz obroty uprawniające do odbioru auta – otrzymujesz je i płaci za nie firma, ale jeśli pomożesz komuś ze swojego zespołu również dojść do tej pozycji i ktoś pod Tobą w strukturze odbierze auto – to Ty sam już musisz za nie płacić część kwoty lub nawet całą. To samo tyczy się wycieczek. A czy w MLM nie chodzi właśnie o to, aby kreować liderów i dążyć z nimi do ich wymarzonych samochodów, wycieczek i innych nagród? Poza tym S’OUVRE daje niesamowite możliwości zgarniania dodatkowych bonusów pieniężnych i nie tylko, na 16 innych sposobów w swoich programach motywacyjnych, dostarczając oprócz dochodów pasywnych również dochody aktywne, co dla liderów jest niesamowitą motywacją. Sami tego doświadczyliśmy już na samym początku współpracy. W pierwszym miesiącu od startu otrzymaliśmy łącznie ponad 28 000 zł.
Maciej Maciejewski: Powiedziałaś wcześniej, że kiedyś pracowałaś na etacie. Jaka jest różnica pomiędzy zatrudnieniem u kogoś, a działalnością w network marketingu?
Anna Gurtowska: Na pytanie „Co jest lepsze?” mogę odpowiedzieć tylko pod kątem co dla mnie jest lepsze. Jeśli ze swojej pracy czerpiesz radość, to jesteś prawdziwym szczęściarzem. Ja kocham MLM ze względu na możliwości rozwoju oraz niesienie pomocy innym ludziom. Jeśli ktoś nie lubi ludzi, woli pracować w samotności, to marketing sieciowy nie jest zdecydowanie dla niego.
Tutaj trzeba mieć empatię, cierpliwość i dobre podejście do każdego człowieka – nawet takiego, który bardzo się od nas różni. Kto nie jest tolerancyjny, w pewien sposób selekcjonuje ludzi, w tym biznesie raczej nie odniesie sukcesu.
Najważniejsza różnica pomiędzy MLM, a biznesem tradycyjnym czy pracą u kogoś na etacie jest to, że w networku możesz wszystko – nic nie musisz. Czy prowadząc własny biznes tradycyjny możesz sobie bez szkody na portfelu wyjechać na kilka miesięcy wakacji? Wątpię. Wszystko jest zależne od nas. Masz pieniądze, masz uznanie, ale też masz cały czas rękę na pulsie, bo inaczej może to drogo kosztować. W MLM jeśli masz już pod sobą samodzielny zespół, możesz sobie na takie wakacje pozwalać, ponieważ biznes i tak rośnie lub chociażby jest stabilny. Nawet jeśli ktoś odejdzie, bo nie wytrwał, każdego dnia dołączają kolejni, którzy chcą spróbować.
Różnica pomiędzy pracą na etacie, a MLM jest taka, że robię siusiu kiedy chcę, a nie wtedy, kiedy dostanę na to przyzwolenie… Może to troszkę zbyt dosadne porównanie, ale kiedy pracowałam na kasie w supermarkecie na własnej skórze dowiedziałam się jak to jest zmoczyć się w spodnie, ponieważ nie był to mój czas na toaletę.
Maciej Maciejewski: Jakie cechy powinien mieć, albo wyrobić w sobie człowiek, aby w tej dziedzinie osiągnąć sukces?
Anna Gurtowska: To trudne pytanie, bo tak naprawdę tych cech wciąż powinno człowiekowi przybywać. Wprost proporcjonalnie do szczebla, na którym akurat się znajduje. Po pierwsze – na pewno trzeba być silnym jak skała. Ten biznes, a właściwie sukces w tej branży, należy tylko do wytrwałych. Pod drugie charyzma. Żeby pociągnąć za sobą tłumy, a tym bardziej sprawić, by z Tobą zostały, musisz przestać skupiać się na rzeczach negatywach i potrafić tak prowadzić swoje szkolenia oraz rozmowy, żeby w tych, którzy słuchają, aż wrzało z podniecenia i ekscytacji, kiedy mówisz o swojej wizji i misji w tym biznesie. Po trzecie zaangażowanie. Jeśli sam nic nie robisz, to nie możesz oczekiwać, że inni będą coś robić. Lider idzie na przodzie tłumu z flagą w ręku i przeciera szlaki. Pokazuje jak to robić, a inni go duplikują. Po czwarte samodyscyplina. Minus pracy w MLM jest taki, że tu nie masz wytycznych. Pierwszą osobą, jaką kierujesz – jesteś TY sam. Sam musisz sobie planować każdy dzień i decydować o tym, co będziesz robić. Nieważne, że słonko za oknem świeci, że woda w jeziorze gorącą i kusząca – to TY najpierw musisz wykonać pracę. A to nie jest łatwe. Po piąte empatia. Musisz potrafić wejść w czyjeś buty i poczuć to, co on. Tak, aby odnaleźć jego pragnienia, potrzeby, braki. Umiejętność słuchania ludzi jest chyba najważniejszą rzeczą, którą trzeba nabyć w pierwszej kolejności. Bez ludzi nici!
Maciej Maciejewski: Skąd brać ludzi do struktury? Jakie metody stosujesz, aby pozyskiwać nowe osoby do biznesu?
Anna Gurtowska: Kontakty są wszędzie. Można zbierać wizytówki, zrywać ogłoszenia, wyszukiwać ich w internecie – na setki sposobów. Najważniejsze to po prostu robić. DZIAŁAĆ. Nie bać się odezwać do każdego kontaktu, do którego masz dotarcie. Jak to zrobiliśmy, że zostaliśmy ogłoszeni jednymi z najlepszych rekruterów w firmie, opisaliśmy w studium przypadku, które można pobrać tutaj. Jeszcze jedno… Jest takie powiedzenie…
Wiadomo, ile jest pestek w jednym jabłku, bo możesz je policzyć, ale nie masz pojęcia o tym, ile z jednej pestki może wyrosnąć jabłek na nowej jabłoni.
Dlatego swojemu zespołowi zawsze pokazuję jak dzwonię do każdego, niezależnie od tego, jak bardzo się boję lub jak bardzo mi się nie chce. To podstawa działania w tym biznesie i kwintesencja sukcesu.
Maciej Maciejewski: Jak wpłynęła na budowanie biznesu sytuacja związana z kwarantanną?
Anna Gurtowska: Jeśli chodzi o sam biznes to z racji, że z mężem robimy prawie wszystko online, nie odczuliśmy żadnych ograniczeń. Nawet pracowało nam się łatwiej, gdyż ludzie, z którymi rozmawialiśmy, sami szukali na swój biznes bezpiecznej alternatywy. Natomiast jeśli chodzi o bliskość z zespołem – to było bardzo bolesne. Nagle nie mogliśmy już urządzać eventów, integrować się i poznawać w normalnym świecie offlinowym. Nie da się tworzyć czegoś wielkiego z radością, kiedy nie można chociażby wspólnie świętować i celebrować naszych sukcesów. Brakowało nam tych spotkań. To trochę tak, jakbyś wyjechał za granicę i stracił możliwość przebywania z rodziną. Bliskość w zespole jest ważna. Atmosfera przynajmniej dla mnie zawsze była na pierwszym miejscu. Musi być fun.
Maciej Maciejewski: Jaki masz przekaz do branży w Polsce?
Anna Gurtowska: Niestety Polacy współpracujący z firmami polskimi miotają się i jakby nie wiedzą co mówić, kiedy ktoś ich zapyta o nazwę swojej firmy. A powinniśmy być z tego dumni. Z wielkim entuzjazmem przedstawiać, że firma, z którą współpracujemy, jest firmą POLSKĄ.
Maciej Maciejewski: Jakie plany na przyszłość?
Anna Gurtowska: Chcę pomóc jak największej liczbie osób tak, aby mogły zrealizować swoje marzenia. Swój zardzewiały rower, którym nosiłam kiedyś przez pola pełne błota wodę, żebyśmy mieli się w czym umyć, zamieniłam na luksusowe auto, a zamiast chodzić po polach podróżuję po świecie. Szukam teraz takich „zardzewiałych rowerów”, aby zamieniać je na Ferrari. Swoim świadectwem chcę dawać potrzebującym ludziom nadzieję i wiarę w to, że każdy może żyć tak, jak w swoich najpiękniejszych snach. MLM jest piękny, bo właśnie daje taką szansę każdemu. Każdemu. Jeśli kogoś zainteresowała rozmowa i chciałby więcej informacji o tym wspaniałym biznesie, zapraszam tutaj: JAK ZAROBIĆ PONAD 28 000 PLN W PIERWSZYM MIESIĄCU ZUPEŁNIE OD ZERA?
Maciej Maciejewski: Dziękuję za rozmowę.