Tak wynika z badania OBOAK przeprowadzonego na zlecenie Wydawnictwa Dawida. W 2012 roku zgłoszono 230 751 kradzieży. Jak się jednak okazuje to zaledwie wierzchołek góry lodowej, ponieważ większość kradzieży nie jest zgłaszana ze względu na niską szkodliwość czynu. Pracodawcy kradzieże zgłaszają bardzo rzadko mimo, że w badaniach Ośrodka Badań Opinii Adama Kowalskiego aż 23,5% badanych przyznało się do podbierania rzeczy właśnie z pracy.
Polacy kradną, bo wciąż za mało zarabiają
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Ośrodek Badań Opinii Adama Kowalskiego (OBOAK) na zlecenie Wydawnictwa Dawida, 23,5% Polaków wykorzystuje telefony, samochody i materiały biurowe do celów prywatnych, bez zgody pracodawcy. To dużo, zwłaszcza, że nie każdy w swojej pracy ma możliwości do takich nadużyć. Ankietowani nie widzą nic złego w podbieraniu. Wynika to stąd, że mają sporo żalu do swoich przełożonych i szefów. Patrzą na wydawane przez nich pieniądze poprzez pryzmat własnych standardów życia, zaangażowania i nakładów pracy. Rażą ich drogie samochody oraz egzotyczne wakacje przełożonych, którzy tłumaczą brak podwyżek kryzysem czy trudną sytuacją firmy.
Poczucie niesprawiedliwości oraz rozżalenia dodatkowo pogłębiają: redukcja zatrudnienia, zwiększanie wymagań wobec pracowników oraz rosnące wydatki na życie. Pracownicy uważają, że skoro są wykorzystywani przez pracodawców, to mogą im się „odpłacić”, przywłaszczając sobie firmowy papier, kawę czy paliwo. W końcu artykuły te są… właśnie dla nich. Niektórzy zaczynają kraść, bo widzą, że inni to robią i nie spotykają ich za to żadne konsekwencje ze strony pracodawców. Pokusa jest duża zwłaszcza, że za pieniądze z pensji nie na wszystko starcza, stąd szuka się innych „możliwości". Gorzej, gdy pracownicy zaczynają wynosić poufne informacje, listy klientów czy bazy danych. Skutki tego typu kradzieży są dla pracodawców znacznie dotkliwsze. Powiedzenie: „w miarę jedzenia apetyt rośnie” w tym przypadku jest jak najbardziej uzasadnione. W wypowiedziach respondentów również nie brakuje gorzkich słów: – Wynoszę co popadnie, żeby wyrównać straty w postaci zbyt niskiego wynagrodzenia – przyznaje jeden z nich. – 1500 zł brutto to dopiero jest kradzież – dodaje inny.
– Dokonywane przez pracowników kradzieże można, w pewnym stopniu, uznać za spuściznę PRL-u. Brały w nich udział i sprzątaczki i dyrektorzy. Brak szacunku do cudzej wiedzy oraz dokonań pochodzi z czasów, w których wszytko było wspólne, czyli niczyje. Te nieetyczne zachowania ankietowani uważają za coś normalnego i tłumaczą je prostymi frazesami: „bo wszyscy tak robią", „bo mnie nie stać”, „bo to mi się należy” – mówi Iwona Dreger z Wydawnictwa Dawida. – Warto wspomnieć również o dysonansie poznawczym, w którym jednostka uświadamia sobie sprzeczność między tym w co wierzy, a tym co robi – dodaje.
Piractwo internetowe
Polacy masowo pobierają również pliki z internetu, ponieważ w sieci pozostają anonimowi. Nie muszą martwić się o to, że ochrona patrzy im na ręce czy, że zostaną przyłapani na gorącym uczynku. Poczucie bezkarności za piractwo internetowe pobudza ich do dalszych, nielegalnych działań. Nie dziwi więc fakt, że najczęściej wymienianą formą kradzieży jest ta dokonywana przez internet. Przyznaje się do niej 71% badanych. Respondenci doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nielegalne ściąganie oraz rozpowszechnianie plików w sieci naraża na ogromne straty twórców, ale, jak twierdzą, proponowane przez nich ceny są nieadekwatne do zawartości ich portfela.
– Praktyka ściągania z internetu wynika z odrzucania koncepcji własności intelektualnej, co ma pewne racje. Z kolei korzystanie z rzeczy służbowych wynika z przekonania, że jest to właściwie część wynagrodzenia, na co pracodawcy po części przyzwalają. Po co zabraniać matce podwiezienia dziecka do szkoły służbowym samochodem, jeśli ma po drodze do pracy albo rozmów prywatnych, jeśli nie wychodzą poza limit pakietu? – twierdzi prof. dr hab. nauk teologicznych z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, Michał Wojciechowski.
Co ciekawe, ankietowani akceptują te zachowania wśród innych, na które sami się nie zgadzają. I tak 68% aprobuje nieopłacanie abonamentu telewizyjnego, 31% obchodzenie podatków, a 73% nieuiszczanie należności za parkowanie w mieście. Sami jednak uważają, że mają czyste sumienia.
Gzie w tym wszystkim Dekalog i prawo?
Choć dekalog stanowi fundament wiary katolickiej, jest systemem nakazów i zwyczajów, określa normy i szczegółowe zasady postępowania w życiu codziennym, to jak wynika z badań OBOAK, tylko dla 37% respondentów stanowi wartość przy podejmowaniu decyzji. Polacy, deklarujący się zarówno jako wierzący praktykujący i niepraktykujący przyznali, że nie kierują się zasadami zawartymi w 10 przykazaniach.
Respondentów poproszono także o wymienienie przykazań, które pamiętają najlepiej. Część z nich ich nie znała bądź zapomniała. Najczęściej, i jako pierwsze w kolejności, respondenci wymieniali (59%) „nie kradnij” oraz „nie zabijaj” (34%). Skąd więc te sprzeczności – powoływanie się na przykazanie przy jednoczesnym ignorowaniu go?
– W polskiej mentalności nie traktuje się kradzieży jako czegoś naprawdę złego. W dodatku złodziei trudno złapać, więc nie ma specjalnego lęku przed karą. Panuje przyzwolenie społeczne na oszustwa a omijanie przepisów nauczyliśmy się nazywać sprytem. Uczciwość jak widać nie popłaca. Niestety ta mądrość ludowa często się sprawdza, więc mamy czym usprawiedliwić swoje niekoniecznie uczciwe posunięcia. Polak jest praktyczny, więc deklaruje się jako wierzący, ale niekoniecznie traktuje poważnie zobowiązania, które z tej deklaracji wynikają. Oczywiście są też ludzie, którzy kradną z biedy i braku możliwości zarobkowania, ale to zupełnie inna historia – przyznaje Iwona Dreger.
Nie można generalizować i mówić, że złodziejem jest każdy, jednak dla tych, którzy dopuszczają się kradzieży zasady moralne są obce – ich naruszenie nie powoduje zwykłego poczucia winy. Badanych zapytano również o przypuszczalne motywy, jakimi mogą kierować się sprawcy kradzieży. Najwięcej respondentów wskazało na brak możliwości posiadania danej rzeczy (43%) i zaspokojenia elementarnych potrzeb (18%) oraz chęć wzbogacenia się (25%). Według respondentów kradną więc nie tylko ci, którym nie starcza do pierwszego, ale także najlepiej zarabiający!
– Za zatarciem granic, co jest kradzieżą a co nie, stoi w dużym stopniu obecny ustrój społeczno-gospodarczy. Władza nie daje najlepszego przykładu, a biurokracja działa równie nieefektywnie, tolerując korupcję i stosując co najmniej niejasne reguły redystrybucji dóbr. Wyzysk fiskalny przymusza do szukania drobnych oszczędności, a demagogia państwa opiekuńczego kształtuje przekonanie, że człowiek ma przecież prawo do tego, na co ma ochotę – uważa prof. dr hab. Michał Wojciechowski. Jeden z respondentów dodaje: – Ani bycie praworządnym obywatelem, ani restrykcyjne przestrzeganie dekalogu w dzisiejszym świecie nie zagwarantuje chleba na stole czy butów na zimę dla dzieci.
Stereotyp wciąż żywy
W świadomości wielu cudzoziemców żywe są obrazy mieszkańców naszego kraju jako gburów, ksenofobów, przestępców i pijaków. Stereotypy te wnikają najczęściej z niewiedzy o nas i naszym kraju. W badaniach przeprowadzonych przez OBOAK zapytano respondentów, czy zgadzają się z popularnym przesądem, mówiącym o Polaku – złodzieju. Wynika z nich, że sami siebie przestaliśmy postrzegać w tej kategorii. Tylko 24% ankietowanych popiera to krzywdzące uogólnienie. Wizerunek ten zostaje pomału wypierany przez obraz pracowitego fachowca, ale miną lata zanim karykaturalny obraz Polaków zaniknie.
Nie wszyscy zgłaszają powiadomienia
Złodziej, w przypadku przyłapania, może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Jeżeli wartość wyrządzonej szkody nie przekracza 250 zł kradzieże stanowią jedynie wykroczenie, dlatego najczęściej nie wychodzą na jaw. Nie wszyscy pokrzywdzeni składają powiadomienie o jego popełnieniu, ze względu na niską wartość skradzionego mienia. Wyrażenie to spędza sen z powiek niejednemu pokrzywdzonemu, bo złodzieje wykorzystują tą regulację prawną.