źródło: www.flickr.com
Państwa UE spoza strefy euro zostaną wykluczone z procesu reformowania Eurolandu. Mimo początkowych zapewnień Berlina i Paryża te państwa, w tym Polska, nie będą uczestniczyły w szczytach siedemnastki nawet jako obserwatorzy. 11 marca br. odbędą się dwa szczyty. Rano szczyt UE w sprawie Libii. Tu do stołu zasiądą przedstawiciele 27 państw, również Polska. Po południu w części dotyczącej zarządzania kryzysowego Europą spotkają się tylko przedstawiciele 17 państw i rządów.
„Kraje spoza strefy euro nie będą miały statusu obserwatora” – potwierdza Nicolas Kerleroux, rzecznik Rady UE. A jak twierdzą osoby z otoczenia polskiego premiera, Donald Tusk zabiegał o taki status. Polski rząd był skłonny do wykonania znaczących gestów, byle tylko nie być pomijanym przy kluczowych decyzjach o przyszłości Europy. Sugerował wręcz, że Polska dołoży się do funduszu ratującego unijnych bankrutów. Podobną taktykę przyjęła Szwecja. Przez pewien czas Berlin i Paryż dawały do zrozumienia, że obrady będą otwarte. Trzy tygodnie temu na spotkaniu Merkel-Sarkozy-Komorowski w Wilanowie te zapewnienia zostały powtórzone. Jednak ostatecznie obie stolice zmieniły zdanie.
Nie powiódł się także inny pomysł polskiej dyplomacji: zorganizowanie przed brukselskim spotkaniem osobnego szczytu Grupy Wyszehradzkiej, za której pośrednictwem Słowacja, Estonia czy Słowenia mogłyby przekazać uwagi państw Europy Środkowej pozostających poza strefą euro. Marginalizacji w UE obawia się nie tylko Polska. Wczoraj Lars Lokke Rasmussen, premier również pozostającej poza Eurolandem Danii, ogłosił rozpisanie referendum w sprawie przystąpienia do unii walutowej. Szef szwedzkiego rządu Fredrik Reinfeldt uznał podejmowanie decyzji o przyszłości UE w gronie krajów strefy euro za „niedopuszczalne”. Na ostatnim szczycie UE w lutym Tusk i Viktor Orban sprzeciwili się pomysłowi szczytów jedynie w gronie „17”.