Sprawa Amber Gold z pewnością na wiele lat skutecznie odstraszy Polaków od inwestowania w niepewne firmy i produkty, które mają cechy piramidy finansowej, a do łask wrócą lokaty bankowe. – Niestety ofiarą własnej chciwości padli zwykli, często starsi, prości ludzie, którym nazwa tej firmy kojarzyła się z nazwą dużego i prężnego banku działającego na rynku i którzy naiwnie zawierzyli potężnej kampanii reklamowej AG. Nota bene zapewniającej, że lokata i zysk są gwarantowane – mówi Fryderyk Karzełek. Dodaje, że w całej spawie, w której roi dziś się od znaków zapytania, szczególnie ciekawy jest wątek złota, na którym spółka oparła całą swoją strategię marketingową i – rzekomo – także rynkową.
Ofiara własnych spekulacji?
Jeśli przeanalizujemy to, jak w ciągu ostatnich lat kształtowała się cena złota, możemy przypuścić, że firma Amber Gold nie była piramidą finansową od początku działalności. W 2009 roku, kiedy powstała, złoto kosztowało tysiąc dolarów za uncję, trzy lata później można je już było sprzedać z zyskiem na poziomie 60%. Co więcej w tym czasie eksperci rynków finansowych wieszczyli, że złoto będzie rosnąć nadal i może osiągnąć rekordową cenę. Nawet Robert Kyiosaki, autor znanych książek motywacyjnych dotyczących pieniędzy przepowiadał, że cena ta może osiągnąć nawet pułap kilkunastu tysięcy dolarów za uncję.
– Możliwe, że szef Amber Gold nasłuchał się Kiyosakiego, zawierzył tym „czarnym prognozom” i znalazł pomysł na swój „złoty biznes”. Problem w tym, że prognozy się nie sprawdziły, bo w 2011 roku cena złota zaczęła spadać – mówi ekspert Polskiego Doradztwa Finansowego. – Nie możemy tego sprawdzić, ale być może to właśnie spowodowało, że prezes Amber Gold zaczął szukać nowych możliwości inwestycyjnych i tak narodziły się linie OLT.
Żeby zrozumieć mechanizm wahań cen złota, trzeba spojrzeć na sprawę z perspektywy ostatnich 40 lat. W 1976 roku, kiedy Stany Zjednoczone odeszły od parytetu złota, jego cena poszybowała w górę, żeby po czterech latach osiągnąć szczyt, czyli ok. 920 dolarów za uncję. Jednak zaraz potem zaczęła ona równie gwałtownie spadać, także ktoś, kto kupił złoto po szczytowej cenie, musiał poczekać aż do 2008 roku (28 lat!) na to, by znów sprzedać je po cenie zakupu. W 2001 roku zaczęła się podobna „euforia cenowa”. Jednak w 2011 tendencja ta uległa zmianie, być może więc powtórzy się scenariusz z lat 70.
Uwaga na złote oferty!
Fryderyk Karzełek ostrzega, że w związku z wysoką ceną złota na rynku działa dziś bardzo duża liczba firm, które chcą je szybko sprzedać. – Dlatego uważałbym na wszelkie tego typu oferty. Przede wszystkim dlatego, że gra złotem ma zawsze charakter spekulacji. A na spekulowanie może sobie pozwolić ten, kto ma bardzo dużo pieniędzy – mówi polski money coach. – Jeśli zainwestujemy powiedzmy 5% swojego kapitału, to wahania rynkowe nie będą dla nas dotkliwie odczuwalne, jeśli jednak zdecydujemy się zakupić kruszec za oszczędności swojego życia, jesteśmy skazani na niepewność i możliwość straty, bo to rynki wyceniają złoto i nikt nie może nam zagwarantować dywidendy – dodaje.
Zdaniem Karzełka zainteresowanie lokatami w złoto jest też efektem gwałtownego spadku zainteresowania funduszami akcyjnymi, które w latach 2007-2008, w związku z kryzysem, odnotowały wyraźne spadki wartości jednostek uczestnictwa. – Inwestorzy, często za namową bankierów, umarzali jednostki uczestnictwa i przechodzili po spadkach na lokatę bankową. Tutaj jednak będą musieli czekać nawet kilkanaście lat, żeby powrócić do wartości kapitału sprzed inwestycji, czyli odzyskać pieniądze, często po kilkudziesięcioprocentowej stracie – mówi Karzełek.