„Choroba” atakuje samochody szybciej niż wirus świńskiej grypy – szyderczo śmieją się eksperci związani z branżą motoryzacyjną. Zaczęło się kilka tygodni temu od Toyoty. Największy producent samochodów na świecie wezwał do 4 milionów 450 tysięcy właścicieli wyprodukowanych przez siebie samochodów do zgłoszenia się do warsztatów w celu usunięcia niebezpiecznej usterki, która polega na wadliwym działaniu pedału przyspieszenia.
Wczoraj amerykański gigant motoryzacyjny General Motors wezwał 1,3 mln użytkowników swoich aut do warsztatów. Problemy z kierownicą w samochodach doprowadziły do 14 wypadków. Nie minęło dużo czasu, a kajać się przed klientami musi Nissan. Jak donosi amerykański dziennik „Times” do naprawy trafi pół miliona samochodów tej marki. Wykryto w nich wadliwe hamulce i wskaźniki paliwa, które pokazują pełen bak, gdy w rzeczywistości auto jedzie na oparach benzyny.
Ile może być takich pojazdów? Nissan szacuje, że ok. 100 tys. aut porusza się obecnie po drogach z wadliwymi hamulcami, które nagle mogą przestać działać. Następne pół miliona samochodów jeździ z uszkodzonymi wskaźnikami paliwa. Na szczęście dla polskich użytkowników Nissana, usterki dotyczą głównie aut jeżdżących po Ameryce.