Pokora jest najważniejsza.

przez Krzysztof Piekarski

Pokora jest najważniejsza. Białych skarpetek już nie ma, ten element stroju w biznesie się skończył. Słoma kadrze biznesowej nie wychodzi z butów już tak, że widać ją z kilometra, natomiast, mówiąc szczerze, jest bardzo przeciętnie.

 

Rozmowa z Mirosławem Głogowskim – byłym doradcą Prezydenta RP ds. kontaktów z mediami i Unii Europejskiej. Z wykształcenia politolog, z zawodu dziennikarz specjalizujący się w problematyce międzynarodowej, pracował m.in. w „Widnokręgach”, „Życiu Warszawy”, „Sztandarze Młodych”, „Przeglądzie Tygodniowym”; publikował w „Polityce”, „Prawie i Życiu” i „Kontynentach”. Komentator TVP, TVN 24 i Polskiego Radia. Wykładowca stosunków międzynarodowych, dziennikarstwa oraz public relations na wyższych uczelniach. Autor książek, m.in. wywiadu-rzeki z Aleksandrem Kwaśniewskim „Po prostu lubię ludzi”. Z NETWORK magazynem zgodził się porozmawiać w styczniu 2006 roku.

Krzysztof Piekarski: Czy biznesmeni wyższego szczebla w Polsce, którzy w świecie reprezentują nasz kraj i są polską wizytówką w środowisku międzynarodowego biznesu, to wciąż poziom białych skarpetek i słomy w butach, czy jednak to ludzie z pewną biznesową świadomością, za których nie musimy się wstydzić?

Mirosław Głogowski: Białych skarpetek już nie ma, praktycznie rzecz biorąc ten element stroju w biznesie się skończył. Słoma kadrze biznesowej nie wychodzi z butów już tak, że widać ją z kilometra, natomiast, mówiąc szczerze, jest bardzo przeciętnie (by nie powiedzieć, że jest źle) z pewną wiedzą na temat sposobów zachowań. Szczególnie dotyczy to średniego biznesu. Jego przedstawiciele prawie w ogóle nie potrafią się odnaleźć na salonach i zachować wśród towarzystwa posługującego się etykietą. Istnieje szereg drobiazgów i rzeczy ważnych, które po prostu nie uchodzą osobom, chcącym poruszać się w środowisku biznesowym na rynku zarówno międzynarodowym jak i polskim. Pozwoli pan, że podam kilka przykładów z życia, gdyż jest ono zawsze barwniejsze, niż wyobraźnia. Kierownictwo jednej z większych hut w Polsce zaprosiło mnie na lunch, w trakcie którego podano nam. wino półsłodkie, różowe. Żeby zachować „klasę” dyrektor tej huty kazał kelnerce przy sobie otworzyć to wino, po czy spróbował i stwierdził: „w porządku”. Na przystawkę był karp w galarecie, na drugie, bodajże, kotlet schabowy. To było tyleż niedopuszczalne, co komediowe i… kompromitujące.

Mogą Cię również zainteresować