źródło: www.flickr.com
Z globalnym wzrostem PKB na poziomie 5% mijający rok dla światowej gospodarki był zadziwiająco dobry. Na chwile obecną liczby oszałamiają. I nie chodzi tylko o Chiny czy Indie, które osiągają wzrost rzędu 10% w skali roku. Niemcy notują najwyższe tempo rozwoju od czasów zjednoczenia, a stateczna Szwecja okazała się tygrysem dodając w tym roku do swego PKB ponad 6%. Do tej pory nie odczuliśmy drugiego dna recesji. Analitycy, jeden po drugim, poprawiają prognozy.
W przyszłym roku w gospodarce może być podobnie. Jednak o ile na początku mijającego roku analitycy i inwestorzy grzeszyli nadmiernym pesymizmem, teraz wpadają w bezpodstawny entuzjazm. Obecna koniunktura wynika w dużej mierze z odreagowania potężnego kryzysu i w dalszym ciągu nie ma zdrowych i silnych fundamentów. Nie wiadomo, jak skończy się bezprecedensowa polityka zadłużania się, dodruku dolara i utrzymywania niskich stóp procentowych w USA. Administracja Obamy przedłużyła potężne ulgi podatkowe o dwa lata.
Na świecie krąży tani pieniądz, trafiając głównie na rynki wschodzące i windując kursy lokalnych walut i akcji na giełdach. Pęcznieją bańki spekulacyjne. Właśnie dlatego mówienie o definitywnym końcu kryzysu i zachwyt nad tempem światowego wzrostu są bardzo na wyrost. Statystycznie jest świetnie, liczby robią wrażenie. Tylko, że z dzisiejszą gospodarką może być jak w powiedzeniu Marka Twaina: „Są trzy rodzaje kłamstwa: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.”