EVOLUTION CAMP #1. Obóz, który zmienił moje życie. Doszczętnie

przez Maciej Maciejewski

Deszczyk kapał z ukosa, wilki czaiły się w tarninie, a niebo było przy tym niebieskie. Pod koniec sierpnia br. wziąłem udział w niesamowitym przedsięwzięciu. Wiedziałem, że będzie fajnie i bardzo przyda mi się taka akcja podczas mojego prywatnego programu odchudzająco-naprawczego, ale nie spodziewałem się, że te siedem dni wspaniałej, zdrowotnej przygody w dzikich, bieszczadzkich otchłaniach, wywróci moje życie do góry nogami. Dosłownie.

Wziąłem udział w historycznej, pierwszej edycji obozu sportowego EVOLUTION CAMP. Rzecz działa się w cudownych Bieszczadach, a wszystko wymyśliła, zorganizowała i przeprowadziła niezastąpiona Żaneta Ściwiarska. Słowo „sportowy” chyba nie jest tutaj w pełni adekwatne do nazwania tego przedsięwzięcia. Tak, są tam zajęcia typowo ruchowe, ale nie tylko. Dla Żanety to byłoby przecież zbyt proste. Ta kobieta pracuje z ludźmi nad ich ciałem, ale również nad umysłem. Zatem tylko ten przymiotnik za cholerę nie odda w pełni tego, co się tam działo i co tam przeżyłem. Słuchajcie. To była prawdziwa, w pełni profesjonalna robota nad człowieka fizycznością oraz duchowością. A deszczyk kapał z ukosa, wilki czaiły się w tarninie i niebo było przy tym niebieskie.

Michniowiec. Pierwszy szok przeżyłem zaraz po zaparkowaniu samochodu w momencie, gdy GPS powiedział do mnie „jesteś na miejscu”. Wspaniały dom w przepięknej, bieszczadzkiej głuszy. Spokój, cisza, totalne odosobnienie. W sam raz, aby nauczyć się współgrania z pięknymi okolicznościami przyrody. W sam raz, żeby nauczyć się uziemiania, koncentracji, medytacji, prawidłowego, zdrowego odżywiania. Miejsce po prostu idealne, aby popracować nad sobą i naprawić wszystkie rzeczy, które hamują nasz rozwój. Tam naprawdę – oczywiście z pomocą organizatorki – można każdy problem, który nas trapi zdiagnozować, potem się odpowiednio na nim skoncentrować i w efekcie go wyeliminować. Kochani. Być może są na świecie podobne akcje… Nie wiem. Nie znam się, zarobiony jestem. Nie byłem. Ale wziąłem udział w EVOLUTION CAMP dlatego powiem Wam szczerze, że nic innego już do szczęścia nie potrzebuję. Amen.

Co się tam działo? Na szczegółach nie będę się skupiał. Przepraszam, ale po pierwsze to trzeba przeżyć samemu, a po drugie język polski jest zbyt ubogi w słowa, aby za jego pomocą opisać wszystkie doznane tam emocje, spostrzeżenia, lekcje, doświadczenia… Tego po prostu nie da się opisać słowami. Ten produkt trzeba skonsumować. Tyle w temacie. Ja jestem bardzo zadowolony. Osobiście cieszę się, że wreszcie mogłem na własne oczy zobaczyć, co moja kochana trenerka wyprawia w kuchni. To Żaneta opracowała mi schemat diety rok temu, kiedy zajęła się moimi treningami w projekcie MOVE YOUR ASS, ale co innego jest przyrządzać sobie jedzenie według planu, a czym innym jest zobaczyć na własne gały jak się od podstaw robi konkretne potrawy. A więc po pierwsze kuchnia. Po drugie wielkie wrażenie zrobił na mnie bardzo młody jegomość, który nazywa się Bartosz Nyga. Strasznie się cieszę, że mogłem go tam poznać. Już pominę fakt, że nauczył nas świetnych metod oddychania Wima Hofa, co marzyło mi się od kilku lat. Za to wszyscy jesteśmy mu wdzięczni. Ale przede wszystkim cieszę się, że mogłem go tam poznać jako człowieka. Zobaczycie. Niebawem będzie o nim bardzo, bardzo głośno. Z taką inteligencją, filozofią życia i ogromną pasją, z jaką podchodzi do wszystkiego co go otacza… Ten chłopak niebawem zrobi wielkie rzeczy. Po trzecie chyba nauczyłem się medytacji. Nie bez powodu napisałem chyba, gdyż to – moim zdaniem – jest zagadnienie typu wyższa szkoła jazdy, więc tę dziedzinę muszę trenować i dopieszczać bezustannie, cały czas. Jednak, gdyby nie udział w tym obozie, nigdy bym tego nawet nie zaczął robić. Zarobiony jestem. No i wreszcie po czwarte – pozostali uczestnicy, z którymi mam świetny kontakt przez cały czas, również wyjechali z Michniowca niezwykle ukontentowani. Wszyscy, jak jeden mąż, zaliczyliśmy w ciągu tych siedmiu dni spadek wagi (po kilka kilogramów na głowę). Spadł nam tłuszcz, urosły mięśnie, odnotowaliśmy bardzo korzystne zmiany w kwestii wieku metabolicznego. Wszystko w temacie. Gdyż deszczyk kapał z ukosa, wilki czaiły się w tarninie, a niebo było przy tym niebieskie.

Powiem Wam coś jeszcze. Walizki z obozu EVOLUTION CAMP nie rozpakowałem do dziś. Po co? Nie ma sensu, skoro już w czerwcu jadę na drugą edycję! Zatem, rezerwujcie miejsce, pakujcie manatki i heja w Bieszczady. Albo jak kto woli, do wyboru jest również Chorwacja. I pamiętajcie. Takie rzeczy nie są wyłącznie dla ludzi, którzy chcą schudnąć. Nie. Owszem, tacy zrobią tam ze sobą bardzo dużo fajnych rzeczy. Nauczą się ćwiczyć i zdrowo gotować oraz pożywiać. Ale ten obóz jest przede wszystkim dla osób, które chcą wreszcie ŻYĆ w pełnym tego słowa znaczeniu. Dla tych, którzy chcą ŻYĆ, a nie tylko POŻYĆ. Krótka piłka. Bo trzeba najpierw zrobić porządek ze samym sobą, aby później móc pomagać i zadbać o innych. Amen. No i deszczyk znów będzie kapał z ukosa, wilki przyczają się w tarninie, a niebo będzie przy tym niebieskie.

Mogą Cię również zainteresować