źródło: www.flickr.com
I nie chodzi tylko o korzyści finansowe. Jak twierdzą specjaliści, na organizacji prezydencji zarabiają nie tylko hotelarze, restauratorzy, właściciele sal konferencyjnych, linie lotnicze czy tłumacze. Wymierne korzyści odnoszą również firmy, które pomagają w jej przygotowaniach. W zamian za swoje zaangażowanie otrzymują darmową promocję przy dużej prestiżowej imprezie.
Między innymi z tego powodu co pół roku zmienia się kraj przewodniczący UE, automatycznie zmieniają się partnerzy prezydencji. W przypadku Niemiec było ich zaledwie trzech, za to bardzo silnych: Audi, BMW i Mercedes. Z kolei w przypadku Hiszpanii było ich już 37, głównie małych i lokalnych. W Polsce wybrano sześć głównych marek. Peugeot na potrzeby prezydencji udostępnił 117 samochodów. Scania wypożyczyła 6 autobusów, Coca-Cola zobowiązała się dostarczyć 100 tys. litrów wody Kropla Beskidu, a Orlen około 200 tys. litrów paliwa. Microsoft użyczył m.in. 400 licencji na system operacyjny, a sieć Orange 100 telefonów komórkowych oraz 40 zestawów notebooka i modemu z dostępem do mobilnego internetu. Dodatkowo firma zapewniła zagranicznym delegatom dostęp do Orange Hotspotów na pięciu polskich lotniskach.
Same firmy wyceniają ich wspólne zaangażowanie w przygotowanie prezydencji na 10 mln zł. Jednak resort zwraca uwagę, że nie o pieniądze w tym wypadku chodzi, lecz o wizerunek naszego kraju. Kwota 10 mln zł, jaką duże koncerny wyłożyły na wsparcie prezydencji, to dużo mniej, niż musiałyby wydać na standardową reklamę o podobnym zasięgu. Jak obliczyło MSZ, marka „Polska Prezydencja”, biorąc pod uwagę to, jaki czas poświęca się jej w mediach, czy wydatki na sponsoring i promocję, warta jest około 80 mln zł. A w jej tle zawsze pojawia się któryś z oficjalnych partnerów.