Polacy zapomnijcie, że za 15 lat pójdziecie na emeryturę

przez Jacek Frączy

Już za 10-15 lat państwo będzie musiało wypłacać wszystkim emerytom tylko minimalne emerytury. 1000 zł brutto to może być wszystko, na co będzie nas wówczas stać. Nawet, gdyby wiek emerytalny utrzymano na poziomie 67 lat, obecny system czeka demograficzne trzęsienie ziemi i kryzys z jakim nasz kraj jeszcze się nie zmagał.

źródło: Flickr.comźródło: Flickr.com

– Poza rynkiem pracy będzie niedługo tyle ludzi, ile na nim jest obecnie. Wtedy może się okazać, że emerytura obywatelska jest jedynym wyjściem –ostrzega dr Robert Gwiazdowski, ekspert z Centrum im. Adama Smitha. –Państwo nie ma zadania oferować emerytur wysokich, ale takie, które pozwolą utrzymać się przy życiu – dodaje Gwiazdowski, który przed laty sam brał udział w przygotowaniu projektu tzw. emerytury obywatelskiej.

System, na którym CAS wzorowało się przy swoim projekcie, obowiązuje obecnie w Nowej Zelandii, a kiedyś działał w Kanadzie. Po przekroczeniu określonego wieku, państwo zapewnia w nim obywatelom tylko minimalną kwotę świadczenia „na przeżycie”. Resztę ludzie muszą uzbierać na starość sami.

W ostatnim czasie pomysł wprowadzenia podobnych emerytur w Polsce pojawił się oficjalnie. Zaczęło się od przeglądu systemu przez ZUS, po którym pojawił się w tzw. Białej Księdze projekt podziału emerytur na trzy filary, z których pierwszy jest bardzo podobny do systemu nowozelandzkiego. Przychylność dla idei emerytury obywatelskiej zadeklarował kilka miesięcy temu „superminister” gospodarczy Mateusz Morawiecki. Przeciwna jej jest minister pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. Niezależnie od sporów, rzeczywistość prędzej czy później wymusi zmiany. Tak wskazują prognozy emerytalne samego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Albo wiek emerytalny pójdzie ostro w górę i nawet próg 67 lat to będzie za mało, albo świadczenia spadną w kierunku minimalnych kwot. W obu przypadkach ludzie zadowoleni nie będą, a wzburzenie będzie tym większe, im później rząd zdecyduje się na zmianę systemu. Z roku na rok problem będzie bowiem narastał. Nawet jeśli utrzymany zostanie podwyższony wiek emerytalny 67 lat, to i tak tylko opóźni on wzrost liczby nowych emerytów i przesunie nieco w czasie agonię systemu. Obecnie w społeczeństwie mniej niż jedna piąta to emeryci. Przy planowanym przez PiS powrocie do poprzedniego wieku emerytalnego już za piętnaście lat będzie to ponad jedna czwarta ludzi w Polsce. Jeśli zaś utrzymany zostanie wiek 67 lat, to do 25% progu emerytów w Polsce dojdziemy w latach 40-tych XXI w. Wtedy na emeryturę wybierać się będą obecni trzydziestolatkowie. – W dłuższej perspektywie większość obywateli w Polsce będzie musiała dostawać emerytury minimalne – stwierdził dla Money.pl Robert Gwiazdowski. – Stąd pojawił się pomysł, że emerytura z góry ma być niska, ale niższe mają być też składki – dodał.

Problemem jest okres przejściowy

Problemem nie jest to, jak wymyślić nowy system emerytalny. Skoro taki już działa w Nowej Zelandii, to nawet można go skopiować, pod warunkiem, że nie zastrzeżono praw autorskich. Kłopot w tym, jak przejść z jednego systemu do drugiego? 13 lat temu podobne rozważania prowadzono w Centrum im. Adama Smitha.

– Początkowo planowaliśmy, żeby ci, którzy są już w systemie, w nim pozostali. W końcu są to prawa nabyte. Potem doszliśmy do wniosku, że można to „poetapować”. W systemie zostawaliby tylko ci, którzy chcą, pozostali przestawaliby płacić składki – mówi Gwiazdowski, były przewodniczący rady nadzorczej ZUS i ekspert w dziedzinie podatków CAS.

Jednak od tego czasu wiele się zmieniło. – Przez 13 lat nie urodziło się na tyle dużo dzieci, by poprawić sytuację. Poza rynkiem pracy będzie niedługo tyle ludzi, ile jest na nim obecnie. Wtedy może okazać się, że emerytura obywatelska jest jedynym wyjściem.

Zapomnijcie Polacy, że za piętnaście lat pójdziecie na emeryturę, bo nie będzie miał tego kto sfinansować – ostrzega dr Robert Gwiazdowski.

Za 15 lat według prognoz ZUS w Polsce będzie żyło 8,7 mln emerytów (lub 7,7 mln, jeśli rząd utrzyma wiek emerytalny 67 lat). Dla porównania w gospodarce pracuje obecnie 16,2 mln osób, wliczając rolnictwo, małe firmy i… administrację państwa. A poza emerytami pracujący muszą jeszcze utrzymać dzieci, uczniów czy studentów – około 6,2 mln osób w 2030 roku. Gwiazdowski wskazuje, że sposób przechodzenia z jednego systemu na drugi może być podobny do tego z ustawy o OFE.

– Ja bym dzisiaj zaproponował, żeby ci, którzy mają do wieku emerytalnego 10-15 lat, pozostali w starym systemie – podaje. – Ci którzy mają do emerytury więcej, np. 15-30 lat mieliby możliwość wyboru, a ci którzy mają więcej niż 30 lat przechodzą z automatu. I tak niewiele odłożyli w starym systemie. Według niego problemem nie byłyby w tym przypadku tzw. „prawa nabyte” i nowemu systemowi nie grozi niezgodność z konstytucją.

– Jest pytanie: co to znaczy w tym przypadku prawo nabyte? – zastanawia się Gwiazdowski. – Emerytury to formalnie właściwie nie prawo nabyte, ale przyznane. Jeżeli rząd może zmieniać wysokość świadczeń, np. zasiłków, to równie dobrze możemy zmienić wysokość świadczenia emerytalnego, bo w sensie faktycznym jest to świadczenie. My nie tyle odkładaliśmy, co płaciliśmy na swoich dziadków.

Jednolity podatek to pierwszy krok

Mimo sprzecznych sygnałów płynących z rządu wygląda na to, że tzw. jednolity podatek, który PiS ma zamiar wprowadzić od 2018 roku, w zastępstwie obecnego PIT i składek ZUS, może być równocześnie przygotowaniem do zmian w kierunku „emerytury obywatelskiej”. Podobną propozycję podatkową składała w kampanii wyborczej PO, teraz wprowadza ją PiS. Czy to porozumienie ponad podziałami, być może w reakcji na twarde dane demograficzne?

Nowy podatek umożliwi oderwanie składki od emeryta, a w przyszłości… na przykład płacenie minimalnych emerytur „na przeżycie” wyłącznie z podatków, tj. już bez formalnych składek. O resztę, ponad minimum, obywatel musiałby zadbać sam. – Jak zostaną połączone daniny PIT+ZUS, to i tak formalnie emerytury finansowane będą z podatku, a niewielka część będzie księgowana na emerytury, rodząc zobowiązania państwa – wskazuje ekspert CAS. – To procesy na lata – teraz jest kluczowe najbliższe czternaście lat. Z przyczyn demograficznych. Emeryci będą już wkrótce pracować tak długo jak mogą, kończą się marzenia o dobrej starości na emeryturze.

Trend upadłościowy

W ostatnich piętnastu latach rocznie średnio przybywało 168 tys. miejsc pracy, a w ostatnich trzech latach nawet 217 tys. W tym tempie w cztery lata skończą się ręce do pracy. Jednocześnie, przy niepodwyższeniu wieku do 67 lat liczba emerytów w najbliższych piętnastu latach będzie rosnąć średnio o 140 tysięcy rocznie. Przy podwyższeniu – o 76 tysięcy. Rzesza pobierających świadczenia emerytalne przyrastać będzie coraz szybciej, a dzieci rodzi się coraz mniej. O ile 500+ nie zadziała, to prognozy GUS mówią o zaledwie około 280 tys. urodzeń w 2030 roku, przy 369 tys. w roku ubiegłym.

Dla systemu emerytalnego to trend upadłościowy. I sam system będzie musiał być prawdopodobnie czymś zastąpiony, tym bardziej, że jest dość kosztowny w utrzymaniu. Jedyną działającą na świecie alternatywą jest emerytura obywatelska i to prawdopodobnie w tym kierunku będziemy zmierzać.

Mogą Cię również zainteresować