Przestań drapać się po jajkach…

przez Mieczysław Krause

… i zacznij działać. To najlepszy (i jedyny) sposób, aby osiągnąć wolność finansową. Takie z grubsza biorąc przesłanie niesie najnowsza (już dziesiąta) książka 31-letniego rentiera, Jakuba („Kuby”) Bączka, pt. „Zarobić milion, idąc pod prąd”, którą napisał wiosną br. bycząc się i prowadząc dysputy z buddyjskimi mnichami w Tajlandii.

Byłem niedawno w Iławie i odwiedziłem, na małym, odseparowanym od szlaków wodnych jeziorku, ośrodek szkolenia praktycznego kapitanów żeglugi wielkiej i pilotów portowych. Że co?! Szkolenie praktyczne dla wilków morskich w bajorze? Ano tak, bo oni się uczą przeprowadzać olbrzymie statki przez trudne, wąskie przejścia, albo wchodzić nimi do portu manewrując modelami w skali coś tak 1 do 20. Czyli model 200-metrowego stutysięcznika ma 10 m długości, jest napędzany mikroskopijnym silniczkiem i wyposażony w śmiesznie malutki ster, wskutek czego, aby odnieść sukces trzeba mieć dużo cierpliwości, bo na podobieństwo prawdziwych statków porusza się, skręca i hamuje ospale. Potrzebuje więc także wyobraźni i zdolności przewidywania, by nie rozwalić statku i nabrzeża. Zabawa przednia, ale kosztowna – do ośrodka, jednego z dwóch takich w Europie, zjeżdżają kursanci z całego świata, buląc za dzień szkolenia tysiące dolarów. Widać to się przydaje, bo kto lubi wyrzucać kasę w błoto? Na zdjęciu – ćwiczy pilot z portu Nowy Orlean, w ujściu Missisipi.

StatekStatek

Co ma piernik do wiatraka, a symulatory modelowe do wolności finansowej? Ano – związek widzę podwójny. Po pierwsze nie trzeba operować majątkiem setek milionów, by wypracować i wdrożyć rozwiązania sprawdzające się niezależnie od kwoty. Wyjściowym aktywem rentierskim Kuby, czyli tym, co mu wkłada pieniądze do kieszeni bez własnej pracy, jest „zaledwie” tytułowy milion. Przy czym niezbędne, w/w cechy psychiczne kapitana statku są na wagę złota również w wysiłkach tworzenia wolności finansowej.

Drugi jej związek z okrętową zabawą jest mój osobisty. Jako kapitan żeglugi wielkiej – tyle że jachtowej – dążę do tego, by jako prywatny rentier pobujać się po oceanach, dokoła świata własnym jachtem, co z pomocą ZUS-u raczej mi nie grozi. (Moim fankom zdradzę, że nabór do załogi zacznę od października – ilość miejsc ograniczona!)

JachtJacht

Kuba, jaki mi się jawił w czasie uczciwej lektury od deski do deski tej wciągającej książki (rzadkie, gdy recenzuję) jest niezłym aparatem. M.in. dlatego, że kiedy robi biznes wywala do kosza wiele z „prawd wiary”, które w środowiskach biznesowych nie podlegają dyskusji. Osiągnął bowiem niezależność nie tylko finansową, ale i umysłową (warunek finansowej) – ma własne zdanie, oparte na zdrowym rozsądku, pod prąd owczych czy niekiedy wręcz baranich pędów. Jedna z jego urzekających tez to „o kant d… z funkcjonowaniem branży szkoleniowej”, w której zbyt wielu jest ściągaczy i kompilatorów cudzej wiedzy, bez praktyki i wyników w tym, czego „nauczają”. A programy szkoleń knują tak, by kropka nad „i” właśnie odbywanych zajęć, bez której wszystko traci sens, była na następnych, za kolejną kasę. Skutek taki, że ludzie „uczęszczają” na szkolenia danego trenera po 10 razy, zupełnie tracąc kluczową w biznesie cechę – samodzielność myślenia. Kuba zezwala uczestniczyć w swych sesjach szkoleniowych tylko jeden raz. Jako trener rozwoju osobistego i coach – zna branżę na wylot, a ponieważ – jako rentier – szkoli gratis, dla przyjemności i dzielenia się dobrem, stać go na niezależność sądów.

ReklamaReklama

Odnosi się podejrzliwie także do wszelkiej maści doradców i „doradców” – na ogół, wbrew wrażeniu jakie chcą wywrzeć, dążą nie do interesu klienta, a swojego jego kosztem, polecając mu rozwiązania i produkty (zwłaszcza w branży finansowej), za które mają największą prowizję. Lepiej więc, jeśli to możliwe, poświęcić trochę czasu w internecie i wyrobić sobie zdanie niezależne, oszczędzając przy okazji niemałe pieniądze.  

Te dwa przyczynki – szkoleniowy i doradczy – oddają sposób myślenia i działania autora w drodze do niezależności finansowej. Nie jest tak, że strategię po temu opiera na modelu „Zosi Samosi” – żeby było taniej, sam sobie butów nie szyje. Z uporem maniaka natomiast tnie bez litości wszelkie zbędne koszty, zwłaszcza reprezentacyjne, które nie generują zysku i szanuje najskromniejsze nawet źródła przychodu. Zdradzając przy okazji wiele dowcipnych prawd, jak np. taką, że na świecie o rabaty, upusty i promocje, najwięcej pytają bogaci – coś, co Polaków zdumiewa – ale bogactwo powstaje jako skutek skrzętności, a nie – rozrzutności.

ReklamaReklama

Skrzętność to ważki element strategii Kuby pod polski prąd… jednak nie tylko w wymiarze finansowym. Zaleca zaprząc do roboty swe naturalne talenty, zdolności, pasje do czegokolwiek co nam wychodzi, nawet gry na grzebieniu, jeśli ktoś za to zapłaci choć parę groszy. Więc rozwój osobisty, tego co mamy, a nie mają inni, skłonni zapłacić za efekty naszych starań i pracy. Dla Bączka było to pisanie unikalnych, niszowych książek instruktarzowych w dziedzinie animacji czasu wolnego, a potem treningu siatkówki kobiet. Produkty i usługi niszowe, do których namawia to takie, gdzie brak konkurencji a są potrzebne; jeśli uda się szybko je wytworzyć a następnie obrócić w przychód – super, o to chodzi.  

Nadrzędna wartość książki jest w stworzonej i opisanej przez autora unikalnej koncepcji dochodzenia do wolności finansowej, opartej na czterech etapach rozwoju:

  • I etap nauki, gdy jest mało pieniędzy i mało czasu;
  • II etap poszukiwań – mało pieniędzy a dużo czasu;
  • III etap przedsiębiorczości – dużo pieniędzy, mało czasu;
  • IV etap wolności finansowej – dużo pieniędzy i coraz więcej czasu.  

Książka jest po prostu przewodnikiem – od punktu A do punktu B i dalszych, czym się kierować, jak wykorzystywać swe osobiste zasoby i jak przetrwać na każdym etapie, a nie, cytuję:

…pierdolnąć tym wszystkim w pizdu i iść na etat.

Przy czym trudność przetrwania dotyczy nie tylko pierwszych trzech etapów, co oczywiste, ale i finalnego – wolności finansowej, do którego one wiodą. Bo – znów z osobistego doświadczenia – autor informuje, że ta wolność, gdy nie pracujemy a inni za nas w naszych firmach decydują i brylują, jest katorgą dla naszego „ego”, obniżającą poczucie własnej wartości. Z kolei brak zabiegania dostarczającego adrenaliny deprymuje – żeby nie popaść w nałogi, trzeba znaleźć inny pokarm dla duszy. Bączek go znalazł – dotarł do krainy wewnętrznego spokoju i równowagi. Wolności nie tylko finansowej, ale i od stresów, gdy pojawia się wewnętrzna potrzeba dawania ludziom dobra. Gdzie znalazł to szczęście – o tym w książce.

No i na koniec: co ona ma wspólnego z MLM – naszym biznesem? Kuba wypowiada się o naszej branży z respektem, ale i dystansem, szczerze przyznając, że jej nie zna. Twierdzę jednak, że przy jego podejściu, w tym – modelowo przyjaznym do ludzi – poprzez network marketing szybko by się stał rentierem wielomilionowym. Jego prawda jest uniwersalna, a dzieli się nią bezinteresownie, gdy inni osnuliby na niej kosztowny cykl szkoleń. Zapłaćcie więc za książkę, bez wahania, jedyne 29 zł i poczytajcie – to dobry interes i ziarno, z którego może wyrosnąć Wasza, networkerzy, wolność finansowa.

Mogą Cię również zainteresować