Skazani na sukces

przez Maciej Maciejewski
1981 odsłony

Młodzi, prężni, zawsze zwarci i gotowi do działania. Tacy ludzie bez problemu zrobią w network marketingu to, co trzeba zrobić, aby znaleźć się na szczycie. Rozmowa z Anną i Grzegorzem Rutkowskimi, dyrektorem sieci krajowej i wiceprezydentem z firmy Akuna

Po latach sukcesów w firmach tradycyjnych zdecydowali się rozpocząć pracę na własny rachunek, budując struktury sprzedażowe systemem marketingu sieciowego współpracując z firmą Akuna. Dzisiaj w ten MLM zaangażowana jest cała ich rodzina. Młodzi, prężni, zawsze zwarci i gotowi do działania. Tacy ludzie bez problemu zrobią w network marketingu to, co trzeba zrobić, aby znaleźć się na szczycie. Skazani na sukces…

Anna i Grzegorz Rutkowscy
Anna i Grzegorz Rutkowscy

Z Anną i Grzegorzem spotkaliśmy się pięknego, słonecznego dnia, w jednej z katowickich kawiarni. Rozmowę zaczęliśmy od osobistych spostrzeżeń na temat sytuacji sektora w Polsce. Wymienialiśmy się również uwagami wynikającymi z ostatnich obserwacji zachowań czołowych liderów reprezentujących ten biznes. Takie tam branżowe ploteczki, których nie przystoi publikować oficjalnie. Jednak co ważne, od samego początku rozmowy zorientowaliśmy się, że nadajemy na tych samych falach. Więc do rzeczy…

MM: Jak weszliście państwo w życie zawodowe?


Anna Rutkowska: To był początek lat 90. Byłam na III roku studiów dziennych i plan zajęć na akademii skurczył się do dwóch dni w tygodniu. Dom, rodzina, dziecko… Nadszedł czas na poszukiwanie pracy. Znalazłam ogłoszenie w „Gazecie Wyborczej”. Duży, amerykański koncern poszukuje menedżerów. Amerykańska firma, amerykański system zarządzania i również przede mną kariera właśnie w takim stylu, po której szczeblach pięłam się w górę wytrwale i konsekwentnie. Oczywiście samochód służbowy, na wysokim poziomie szkolenia w kraju, Europie, USA, prywatna opieka lekarska, no i bardzo wysokie zarobki. To był mój żywioł: kontakt z ludźmi, wygrywanie konkursów, ciągły wyścig z jakością i zawsze słowa uznania ze strony przełożonych. Tak przez 10 lat. Tam poznałam fantastycznych ludzi i bardzo wiele się nauczyłam. Decyzja o rezygnacji z tej pracy była jedną z najtrudniejszych jaką podjęłam w życiu. Tutaj nie chodziło o finanse, złą atmosferę czy też tzw. „wypalenie zawodowe”. Zawsze z Grzegorzem chcieliśmy pracować razem, być ze sobą 24 h na dobę, uczestniczyć czynnie w rozwoju dzieci i mieć swobodę w dysponowaniu swoim czasem. Zaczęliśmy każdą wolną chwilę poświęcać na zastanawianie się, czym możemy się zająć, aby to nasze życie zaczęło wyglądać inaczej.


Grzegorz Rutkowski: W moim przypadku zaczęło się od stanowiska sprzedawcy. Później byłem przedstawicielem handlowym aż w końcu trafiłem do firmy ubezpieczeniowej. Przez kilka lat pracowałem jako doradca ubezpieczeniowy osiągając jedne z wyższych wyników w Polsce. Po kilku latach zostałem unit managerem, lecz niestety jedną pewną rzeczą w tej firmie było to, że stale obniżano nam prowizje a podwyższano targety. Gdy już osiągałem satysfakcjonujący mnie poziom dochodów momentalnie na moim biurku lądował aneks do umowy o zmianie zasad wypłaty premii, który oczywiście musiałem podpisać. Atmosfera zaczęła się pogarszać, była daleka od ideału. I to był główny powód tego, że zacząłem myśleć o poszukiwaniu innego sposobu na życie.

MM: I wtedy ktoś państwu pokazał możliwości marketingu sieciowego…

Anna: To było w marcu 2003 roku w Istebnej. Podpisaliśmy deklarację członkowską z firmą Akuna. Tak naprawdę na odczepnego. Upewniłam się, że złożenie podpisu na umowie nie zobowiązuje mnie do aktywności, obowiązkowych zakupów i wrzuciłam materiały informacyjne do bagażnika mojego służbowego samochodu. W ten sposób jeździły one ze mną przez trzy miesiące.

Grzegorz: Każdy wolny weekend, który Ania mogła wygospodarować w pracy, staraliśmy się spędzać z dziećmi w górach – właśnie w Istebnej. Tak też było pod koniec maja 2003. Ania zawsze podczas jazdy samochodem coś czyta. Wtedy nie zabrała ze sobą żadnej lektury ale przypomniała sobie o akunowskich materiałach na dnie bagażnika. Czytała, a ja kątem oka widziałem jej poważny wyraz twarzy. Nie odezwała się przez całą drogę. Czytała i wertowała foldery. Jak już dojeżdżaliśmy do domku w Istebnej wreszcie się odezwała: „Grzegorz, to jest genialne.” Potem przyszedł etap „sprawdzenia” Akuny, jej właścicieli i oczywiście produktu. Chcieliśmy się związać z firmą, która kieruje się wartościami, która na rynku postępuje uczciwie.

Zobaczyliśmy, że tutaj są ogromne możliwości, że marketing sieciowy, a w nim Akuna, jest tym, czego tak naprawdę poszukiwaliśmy. Rozpoczęła się budowa biznesu naszego życia.

Anna: Oczywiście, przy takim założeniu, pod budowlę trzeba mieć solidne fundamenty, aby wytrzymała ona nie jedną wichurę i burzę. Zaczęłam od zaplanowania całe naszej ścieżki kariery. Nie ukrywam, że bardzo pomogło mi w tym doświadczenie z poprzedniej pracy, gdzie poznałam szczegółowo zasady planowania i ustalanie priorytetów nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim w praktyce. Przecież zawsze byłam rozliczana za fakty i liczby a nie za piękne słowa mówione czy też pisane. Liczby to kuchnia naszego biznesu.

Grzegorz: Ania jest w tym genialna. Potrafi nie tylko zaplanować realizację naszych celów, ale równie efektywnie nauczyć tego naszych współpracowników. Tutaj doskonale się uzupełniamy. Na początku jasno podzieliliśmy między sobą role w budowaniu struktury. Ja zająłem się sponsorowaniem. Już po trzech miesiącach współpracy z Akuną złożyłem trzymiesięczną rezygnację z ubezpieczeń. Wygenerowana premia była dwukrotnie wyższa aniżeli 7 lat pracy w charakterze agenta i unit managera w firmie tradycyjnej. Miałem w ręce genialny produkt, za który ludzie, po kilku tygodniach spożywania go, dzwonili do mnie z podziękowaniami. Z takimi zachowaniami niestety nie spotykałem się podczas mojej poprzedniej pracy. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, rosła w nas niesamowita satysfakcja z własnej aktywności.

Anna: Początki były niesamowite. Nasza pierwsza premia opiewała na kwotę 227,60 zł. Ale kolejna już na ponad 1000 zł. Zrezygnowałam z pracy w 2005 roku. Podwójna siła działania szybko przyniosła efekty. Grzegorz został wiceprezydentem w grudniu 2006. Dochody, które zaczęły spływać na nasze konto, przerosły nasze oczekiwania. Pamiętam, jak pewnego razu moja mama zerknęła na nasz miesięczny wydruk prowizyjny i jęknęła:

„Dziecko, wiele ludzi tyle przez rok nie zarobi.” Odpowiedziałam jej wtedy, że dzieje się tak dlatego, bo Ci ludzie sobie nie zaplanowali sobie życia i dochodów odpowiednio wcześniej.

MM: Budujecie swój biznes MLM dokładnie 8 lat. Co osiągnęliście przez ten czas?

Grzegorz: Dla nas MLM to Akuna, a z nią do tej pory zrealizowaliśmy nasze cele postawione właśnie w 2003 roku. Teraz oczywiście mamy przed sobą kolejne wytyczone zadania. Ważne jest dla nas to, że działamy w biznesie rodzinnym i dziedzicznym. Mamy dwóch synów: Aleksandra (19 lat) i Michała (15 lat), chcemy im zapewnić finansowe bezpieczeństwo, ale nie poprzez ofiarowanie gotowej, wybudowanej struktury. Olka już zaczynamy uczyć tajników tego biznesu i budowania struktur. Jak na młodego człowieka idzie mu całkiem nieźle. Niedawno odebrał z Akuny swój pierwszy samochód – Forda Fiestę. Michał jest na etapie czytania książek, tych naszych biznesowych, obecnie zachwyca się Kiyosakim.

Anna: Michał miał 10 lat, gdy w jego ręce wpadła książka/komiks o MLM. Przeczytał ją w ciągu dwóch godzin, a potem przyszedł do mnie z wypiekami na twarzy i powiedział, że ten MLM to przecież genialna rzecz. W ręku miał 60 zł i już chciał podpisać deklarację z Akuną. Teraz się niecierpliwi, że musi jeszcze trzy lata poczekać. Praca w marketingu sieciowym to nie tylko wymiar finansowy. Rozwój osobisty i wewnętrzna spójność to niejako „skutki uboczne” budowania struktury. Przez ten cały okres czasu przeczytaliśmy o wiele więcej książek aniżeli wcześniej przez całe życie.

Grzegorz: Dla nas Akuna to 100% zabezpieczenie naszej przyszłości. Osiągnęliśmy najwyższą pozycję w planie marketingowym, a co za tym idzie mamy totalną wolność w kwestii decydowania o naszym życiu. Tutaj sami dla siebie jesteśmy szefami, co jest chyba najtrudniejszą rzeczą do opanowania na początku, przy budowaniu i rozwijaniu struktury. Ale dzisiaj właśnie to cenimy sobie najbardziej.

MM: Co znaczy dla państwa sukces w biznesie MLM?

Anna: Sukces osiąga się wytrwałością, konsekwencją w działaniu, podejmowaniem świadomych decyzji, np. jaką chce się iść drogą… Nie osiągniemy sukcesu bez pokory, z którą wiąże się przyjmowanie konstruktywnych uwag. Obecna sytuacja na rynku wiele nas nauczyła, a jeżeli nauczyła, to znaczy, że wzmocniła… nas i nasz zespół. A tylko ludzie wytrwali i twardzi odnoszą sukcesy.

Sukces w biznesie, ten prawdziwy, oparty na zawsze cenionych wartościach, dla mnie jest równoznaczny z tym, że staję się liderem, a to z kolei cechy charakteru – nie stanowisko. To lata pracy, to etyka w postępowaniu i wreszcie odpowiedzialność za siebie i własne czyny.

Dla mnie ważne jest to, że gdy popełnię błąd potrafię się do niego przyznać. Moim sukcesem jest to, że po każdym niepowodzeniu, napotkanym problemie czy też porażce – a przecież takie zdarzają się w każdym biznesie – jestem w stanie bardzo szybko podnieść się jeszcze silniejsza i bardziej konsekwentna w dążeniu do moich celów. Ku wielkiemu niezadowoleniu „loży szyderców”. Słucham ludzi, ale robię swoje. I zawsze przed podjęciem jakiegokolwiek działania pytam się „co mi to da?”.

Grzegorz: Ludzie, gdy zaczynają współpracować z firmą MLM (uczciwą, działającą etycznie, mającą również takich dystrybutorów) wprowadzają wiele zmian w swoim życiu. Rozwój osobisty – to największa wartość dodana do network marketingu. My współpracujemy z ludźmi, którzy mają podobne poglądy do naszych i wyznają czy też postępują według określonego systemu wartości.

MM: A jaki wpływ miały te wszystkie zmiany związane z pracą w MLM na państwa życie rodzinne?

Anna: MLM przewrócił całe nasze życie do góry nogami, bo zmusił mnie, aby się rozwijać, inwestować w siebie. Tutaj nareszcie zaczęłam żyć pełną parą. Wszystko poukładało się w logiczny obrazek. Tutaj naprawdę można realizować swoje pasje i robić rzeczy, o których wiele osób tylko marzy. I tak, jak moja korporacyjna, amerykańska firma była dla mnie doskonałą szkołą zarządzania, tak MLM okazał się szkołą rozwoju osobistego.

Grzegorz: Teraz bardzo dużo podróżujemy… bo to się nam należy – jak kiedyś pięknie wytłumaczyli nam to nasi sponsorzy Lila i Janusz Gabryniewscy. Nasze organizmy i umysły potrzebują regeneracji oraz wypoczynku zarówno w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca czy też kwartału. Teraz mamy nowe, już inne plany! Konkretne, wymierne, indywidualne. Dla każdego z naszej rodziny!

MM: Dziękuję za rozmowę.

Mogą Cię również zainteresować