Sukces nie prowadzi do szczęścia – to szczęście prowadzi do sukcesu

przez Mieczysław Krause

Dawni alchemicy przez setki lat szukali metody na przemianę „zwykłych”, popularnych metali w szlachetne, rzadkie złoto i srebro. Dążyli do odkrycia „kamienia filozoficznego” – substancji, której domieszka do stopionego metalu powoduje, że przeistacza się on w cenny kruszec. Szukali klucza wspólnego każdemu metalowi, by go uszlachetnić. Te próby, jak wiemy, nie powiodły się – nie sięgały bowiem niedostępnego podówczas dla ingerencji człowieka poziomu cząstek elementarnych. Poziomu, na którym Albert Einstein odkrył prawo E = mc² – równoważności materii i energii.

źródło: Flickr.comźródło: Flickr.com

Swego „kamienia filozoficznego” – klucza i wspólnego mianownika skuteczności szuka, od wieków, także ludzka aktywność. Czym jest to, co powoduje, że jednym ludziom wychodzi, a innym nie? Co jest obecne we wszystkich sukcesach, a jego brak skazuje na zawód i niepowodzenie? Co trzeba wyróżnić i odseparować spośród wielu innych czynników sukcesu, jako najbardziej podstawowe, elementarne? I czy szukanie „kamienia filozoficznego sukcesu” ma w ogóle sens? Czy on istnieje i można nim „zarządzać” dla własnych celów? „Dosypując” jego szczyptę do swych działań, by zapewnić im powodzenie? Czy może kamień ten pozostaje fatamorganą, złudzeniem nieudaczników, odciągającym od rzetelnej pracy w pocie czoła?

„Magiczna historia” przytoczona przez Frederica van Rensselaera Dey, którą opublikowano w r.1900 w amerykańskim magazynie SUKCES stała się światową sensacją (cytuję za polskim wydaniem Instytutu Praktycznej Edukacji). Opowiada historię nieznanego autora urodzonego w Wirginii w roku 1642, którego koleje losu, gdy wcześnie został sierotą, wiodły od życiowej stabilizacji jako robotnika portowego, do totalnego upadku. Nie był jednak głupi – zastanawiał się, dlaczego do tego doszło? Pośród wielu przemyśleń, zadziwiająco aktualnych do dziś, doszedł do wniosku, iż:

Fortuna jest zawsze nieuchwytna i może być zatrzymana tylko siłą. Obchodź się z nią delikatnie, a opuści Cię dla silniejszego człowieka. W związku z tym… nie różni się od kobiet.

W pierwszą część sentencji nie wątpię; z drugą mam problem – zmurszałość to, czy przenikliwość? Jednak główna, niesłychanie wówczas odkrywcza myśl autora „Magicznej historii” mówiła o podwójnym „Ja”, drzemiącym w każdym człowieku – „Ja” dodatnim i „Ja” ujemnym. One nieustannie walczą ze sobą w każdym z nas – nasz los dyktuje to „Ja”, które aktualnie wzięło górę. Bo każde „Ja” niesie z sobą pozytywne, bądź negatywne przekonania, motywacje, postawy i zachowania. Ich konsekwencją są czyny, wiodące do sukcesów, albo niepowodzeń. Myśl klarowna i jasna jak błyskawica. Tym, którzy ją posłyszeli i zrozumieli, odmieniała życie. Zdumiewa mnie, jak bardzo ta myśl jest dotąd obecna w amerykańskiej ideologii sukcesu i w szkoleniach, związanych z jego nauczaniem. Bo o czym innym głosił Blair Singer ze stajni Roberta Kiyosaki na Kongresie NAC w Warszawie oraz w swej książce pt. „Opanuj swój wewnętrzny głos”?

ReklamaReklama

Co jednak ma z tym wspólnego Einstein i jego emcekwadrat? Otóż ma kolosalnie wiele. Fizycy kwantowi, czyli naukowcy od cząstek elementarnych wiedzą, że wszystko jest energią. I to ona właśnie porusza nasze „Ja” dodatnie i „Ja” ujemne – energia dodatnia, albo ujemna. Istotą energii są drgania – „wibracje”, które w energii dodatniej mają wyższą częstotliwość, są więc szybsze. W energii ujemnej – na odwrót. Z każdym z tych poziomów energii możemy się zestroić, wejść z nim w rezonans. Istotą rezonansu jest pobudzanie obiektów do drgań przez inne obiekty, o ile drgają z podobną częstością. Rezonans może doprowadzić wzbudzany obiekt do tak wielkiej amplitudy drgań, że ulega on zniszczeniu – dlatego np. wojsko maszerujące przez most idzie dowolnym krokiem, by ten, pod krokiem miarowym się nie rozhuśtał i nie zapadł.   

Wynika stąd, że istotą „kamienia filozoficznego” ludzkiej efektywności jest poziom energii, na jakim funkcjonujemy – dodatni (wysoki), czy ujemny (niski). I znów – wśród Amerykanów jest popularne i potwierdzone praktyką przekonanie, że „gdy spotykają się ludzie – wygrywa ten, co ma wyższą energię”. Czyż to nie genialne?! To stąd ich dziwne zachowania i odruchy generujące energię – jak choćby „przybijanie piątki” przy każdej okazji i świętowanie najmniejszych sukcesów. Choć nas, markotnych, słowiańskich melancholików ta szkoła nie przekonuje, razi nawet – jest „zbyt amerykańska”. Z których to uprzedzeń Blair Singer sympatycznie pokpiwa…

ReklamaReklama

Jednak najpotężniejszym źródłem energii wewnętrznej, decydującym o wynikach działania i jakości życia jest pasja – robienie czegoś co się kocha, czemu oddajemy się tak bardzo, że czas przestaje nam płynąć. Stan i rezultaty niedostępne wtedy, gdy działa się pod przymusem, w tłumie, wbrew sobie.

Te kwestie roztrząsa wnikliwie, na podstawie osobistych doświadczeń Bob Doyle w książce pt. „Rób to co kochasz a znajdziesz w sobie siłę” (Wydawnictwa Studio EMKA). Bob, poszukując ścieżek własnej efektywności odkrył i zgłębił doniosłe „prawo przyciągania”, o którym mówi słynny film pt. „Sekret”. Otóż prawo przyciągania to głęboka zasada, wyrażająca sposób działania energii we wszechświecie. To z niego wynikają znane wśród nas, networkerów działających w MLM powiedzenia typu: „podobne przyciąga podobne”, albo „to, na czym się skupiasz – rośnie”. Istota prawa przyciągania sięga jednak głębiej – pokazuje, jak ważne i skuteczne jest czerpanie siły ze swych pasji. One to wprowadzają nas na wyższe poziomy energetyczne – zestrajają z wibracjami dodatniego „Ja”. Gdy zaczniesz realizować swoje pasje, doznasz większego szczęścia i osiągniesz większy sukces – o tym mówi tytuł niniejszej recenzji.

Okazuje się, że osobiste pasje nie zawsze łatwo odnaleźć. A nawet, jak się to uda – w dopuszczeniu ich do głosu przeszkadza wewnętrzny opór, reprezentujący negatywną energię. Cóż takiego robi jednak akupunktura i skąd bierze się jej skuteczność, gdy tradycyjne metody lecznicze nie skutkują? Ano – igły, wbijane w węzły energetyczne w ciele człowieka, kanalizują negatywną energię, by opuściła ciało. Zobaczcie – cały czas o energii – czy to choroba, czy szczęście, czy sukces… bo „wszystko jest energią”!

Nie byłoby realne na co dzień poddawanie się sesjom nakłuwania, lecz na podobnej zasadzie działa inna metoda docierania do węzłów energetycznych ciała – opukiwanie, dostępne dla każdego, bez udziału innych. Bob Doyle, z pomocą trenerów tej metody uczy w książce jak można to robić we własnym zakresie. By uwalniać pozytywną energię, poddając się działaniu dodatniego „Ja” – dla powodzenia i lepszego życia.

Tą książkę powinien przeczytać każdy, kogo nurtuje prawo przyciągania – „kamień filozoficzny” dający sukces – to odkrywczy, inspirujący punkt widzenia, który integruje w logiczną całość wszelkie elementy, wiodące do pozytywnych rezultatów działania. Nie jest metafizyką – zachowuje pokorę wobec niezbadanych tajników ludzkiej psychiki.

Mogą Cię również zainteresować