źródło: Pixabay
Doskonale czuję się w roli obserwatora, a obecna sytuacja podsuwa mi ciekawe obrazy. Uważam, że każdy ma prawo przeżywać i przeżywa tę sytuację w taki sposób, jaki jest mu potrzebny do rozwoju, choć wielu przed rozwojem się broni. Jedni weszli w tryb slow life, a dodatkowy czas wolny wykorzystują na pogłębianie wiedzy, relację z rodzina, planowanie, kreowanie. Inni zaś w panice tworzą obrazy apokalipsy i plują jadem na wszystkich, którzy myślą inaczej, albo nie chcą pluć razem z nimi. Kolejni odpoczywają od „roboty” i jakoś się „przemęczają” z dzieciakami. A niektórzy skupiają się na tym jak pomóc innym. Ta sytuacja pięknie eksponuje poziom świadomości każdego z nas. To jest czas, gdzie trzeba skorzystać z planu B, C a nawet D. Tym czasem, niektórzy (a raczej większość) nie mają nawet planu A. I co najlepsze, nie mają nawet zamiaru go tworzyć.
Większość weszła w najłatwiejszą opcję czyli rolę ofiary – całą odpowiedzialność można zrzucić na wirusa. Skupiają się na obecnej sytuacji jakby wczoraj nie miało na nią wpływu, a jutra miało nie być. A gdzie wiara, nadzieja i miłość? Gdzie to jest?
Dlaczego jedni widzą w tej sytuacji „lepsze jutro” a inni „koniec świata”? Dlaczego jedni skupiają się na przypadkach śmiertelnych i tym żyją, a inni na setkach tysięcy osób, które wyszły z tej choroby cało? To Ty decydujesz na czym się teraz skupisz. Wiesz już co dalej? Masz otwarty umysł i oczy, czy twarz zasłoniętą maską?
Koniec i początek. Ten wirus to koniec pewnego świata. Ja w końcu zawsze widzę początek. Przez swoje podejście nie mam z kim gadać. A może raczej dzięki niemu? Wcześniej byłam odmieńcem, bo wszyscy tacy z umową o pracę i swoimi tradycyjnymi biznesami, a ja z tym swoim network marketingiem. Teraz znów jak odszczepieniec, bo w tym moim systemie MLM nic się nie zmieniło, a na etacie i w mają firmie Sajgon.
W momencie, kiedy podejmowałam decyzję o robieniu marketingu sieciowego, wszyscy dookoła pukali się w czoło. Dziś ja wytrzeszczam oczy, bo oprócz zapasu papieru toaletowego, kawy, cukru i świątecznie wypchanej lodówki, w moim życiu nie zmieniło się zupełnie nic.
Dzięki temu, że ostanie 2 lata budowałam swój biznes online, teraz mogę czuć się bezpiecznie. Sytuacja, która się dookoła dzieje, nie wpływa na mój rytm pracy. A wokół wojny, kryzysy i kataklizmy… Ja prowadzę rozmowy wideo jak do tej pory. Warsztaty online, webinary, wywiady – po staremu. Moi klienci jak do tej pory robią sobie zakupy w swoich sklepach online. Nie muszę zmieniać planów, nie muszę przeorganizować dnia i wygospodarować miejsca do pracy. Znowu nic nie muszę. No dobrze. Zgoda. Muszę zrezygnować jedynie z offlinowych spotkań i pysznej kawy wypitej na mieście. Poza tym obroty wzrosły w ostatnim tygodniu o połowę. Nie mam na co narzekać, nie mam się czego bać. Nawet zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że im życie wywróciło się na lewą stronę, a u mnie spokój i brak paniki. Stanęłam przed lustrem i mówię: „Daria, co z Tobą? Dlaczego się nie boisz? Ty jak zwykle musisz inaczej niż wszyscy!” Nie boję się, bo mój biznes MLM przetrwał 40 lat w 160 krajach świata. Przetrwał wojny, kataklizmy, przeróżne ustroje polityczne i kryzysy ekonomiczne. Jest dobrze, bo inaczej być nie może.
Po to decydowałam się na ten biznes 3 lata temu, żeby dzisiaj czuć się bezpiecznie, żeby mieć pewność, że nie zachwieje nim rzeczywistość, która może się zmienić z dnia na dzień. Mój biznes nie jest zależny od szerokości geograficznej, od pogody, sytuacji na giełdzie czy polityki. Nie wiążą się z nim żadne koszty, a do pracy potrzebuje jedynie telefonu, co w obecnej sytuacji jestem w stanie sobie spokojnie zorganizować. To ja go wybrałam 3 lata temu, przy akompaniamencie uśmieszków wielu mędrców. Ciekawe co mędrcy mają do powiedzenia dziś? Mają jakąś opcję? Mają alternatywę? Ich stanowisko pracy jeszcze istnieje czy nie mają już po co wracać? W moim biznesie nie zmienia się nic. W świadomości ludzi, mam nadzieję, że bardzo dużo. Be like a lighthouse…
Wierzę, że to jest po coś. Wiem ,że to minie. Dbam o swoje zdrowie, jestem szczęśliwym człowiekiem i dlatego nic mi nie grozi. Mam pełne zaufanie do tego, co się dookoła mnie dzieje i już nie mogę doczekać się lepszego jutra. Idzie nowe. Kiedy dookoła szaleje sztorm, a Ty czujesz spokój, możesz go po prostu przeczekać patrząc jak ludzie przeklinają morza i oceany. Możesz równie dobrze być latarnią na tym wzburzonym morzu i wskazać drogę do bezpiecznego portu. Niech każdy zadecyduje na ile tam zostanie.
Pamiętaj, że Twój optymizm może się spotkać z niezrozumieniem. Dla nas, ludzi świadomych, otwartych i mających apetyt na życie, to będzie czas wielu możliwości. Korzystaj, ale nie wykorzystuj. Pokazuj szansę, alternatywę, pomagaj, edukuj, ale daj też innym czas na oswojenie się z tą sytuacją.
Nie przekonuj nieprzekonanych, bo oni nawet w takiej sytuacji będą zbyt zapatrzeni w swój tonący statek, żeby móc zobaczyć światło Twojej latarni.
I szanujmy się nawzajem. Dziękuję, że jesteście. Bądźcie zdrowi i do zobaczenia wkrótce. PS. Ten tekst ma na celu odniesienie się do obecnej sytuacji pod względem biznesowym i dotyczy tylko branży MLM. Jestem daleka od wypowiadania się na temat zaistniałej sytuacji pod kątem medycznym, ekonomicznym, biologicznym, politycznym i jeszcze dalsza od wszelkich teorii spiskowych. Dziękuję za uwagę.
Autorka tekstu jest promotorką systemu MLM po ludzku. Po ludzku czyli podejmując działania i dokonując wyborów według własnych wartości w drodze do wolności. Zakochana w network marketingowych możliwościach i jego blaskach, ale również świadoma wyzwań i cieni jakie ze sobą niesie ta działalność. Zamiast pompować ego krótkotrwałą motywacją, woli oswajać lęki i zmieniać przekonania, bo to one nas trzymają w miejscu. Wierzy w moc każdego człowieka, zanim on sam zdąży w siebie uwierzyć. O swoim ludzkim podejściu do MLM pisze na swoim blogu (www.mlmpoludzku.pl) i w social mediach (Facebooku/mlmpoludzku). Prywatnie – pełna energii kobieta na drodze rozwoju duchowego i mama 13-letnich bliźniaków. Zamiast spełniać oczekiwania innych, wybrała spełnianie własnych pragnień.