Ciemna strona crash testów

przez Piotr Hoffmann
319 odsłony

Nawet najbardziej zaawansowane technicznie manekiny nie pozwalają w pełni ocenić, co się dzieje z naszym ciałem podczas wypadku. Właśnie z tego powodu koncerny samochodowe do testów używają ludzkich zwłok.


Ostatnio takim testom poddawano nadymające się jak poduszki powietrzne pasy bezpieczeństwa, które skonstruowali inżynierowie Forda. Testy przeprowadził Ośrodek Badawczy Transportu z Uniwersytetu Michigan. Zdaniem znawców to normalna praktyka, że koncerny samochodowe zlecają takie testy niezależnym ośrodkom badawczym, ponieważ budzą one wielkie kontrowersje. W ostatniej dekadzie francuskie Renault zmagało się z falą krytyki, gdy ujawniono, że koncern testuje swoje auta na zwłokach w Chinach. Dwa lata temu General Motors i Saab ostro zaprzeczały, by prowadziły testy na zwłokach.

Jednak testy na zwłokach są niemal rutyną w branży samochodowej. Pierwszy tego typu test w latach 30 zeszłego wieku przeprowadzili amerykańscy naukowcy, zrzucając w szyb windy zwłoki, aby zbadać, jak zderzenie działa na ludzkie ciało. Amerykańska rządowa agencja bezpieczeństwa ruchu drogowego NHTSA, co roku finansuje dziesiątki testów na zwłokach w uczelniach USA, a wiele tych uczelni dostaje też dotacje od koncernów motoryzacyjnych. „Takie badania są bardzo ważne. Chociaż osiągnęliśmy już wiele w modelowaniu manekinów, to modelowanie ludzkiego ciała nie jest jeszcze na takim samym poziomie” – powiedział Autopii Priya Prasad, były specjalista Forda od spraw bezpieczeństwa. Albert King z Uniwersytetu w Wayne, który prowadził testy na zwłokach od 1966 roku, dwie dekady później napisał, że efekty takich badań pozwoliły ocalić życie 8,5 tys. osób biorących udział w wypadkach drogowych.

Mogą Cię również zainteresować