Chociaż poniższa lista dotyczy w głównej mierze grzechów głównych startupowych prezentacji, w podobny sposób „grzeszą” także inni występujący publicznie. Często te uchybienia nie są widoczne – głównie dlatego, że wszyscy przedstawiają w określony sposób. Jakie to więc grzechy?
1. Klonowanie Steve’a Jobsa
Bez dwóch zdań – Jobs był mistrzem prezentacji. Tło z czarnym gradientem, teatralne zawieszenie głosu i „one more thing”. To wszystko świetnie sprawdzało się podczas prezentacji szefa Apple’a, który w określonych odstępach czasu przedstawiał światu rewolucyjne produkty swojej firmy. O ile w przypadku Jobsa taki sposób wygłaszania prezentacji był kwintesencją postprofesjonalizmu i dystansu od „twardego” biznesu, w przypadku twórców startupów zanim zostanie się „post”, dobrze byłoby zaprezentować się jako profesjonalista. Dodatkowo, kopiowanie charakterystycznych dla Jobsa zachowań i elementów pokazu slajdów, świadczy niekoniecznie o inspiracji właściwym, co o braku pomysłu na samego siebie. W końcu Steve Jobs był tylko jeden.
2. Potok słów
Prezentując swój startup, jego twórcy często „odpływają” w swoich wywodach. Owszem: to ich wychuchany projekt, któremu poświęcili dobrych kilka miesięcy życia. Ale w kwadrans tego wszystkiego się nie da opowiedzieć. Nie da się oddać wszystkich użyteczności, ani wszystkich nadziei i ogromu pracy twórców. Więcej niż konkretne słowa, wypowiadane z prędkością karabinu maszynowego, powie całokształt prezentacji i wrażenie, które wywrze ona na publiczności.
3. Wymyślenie koła
Za sukcesem startupów stoją nie tylko genialne pomysły, ale odpowiednie ich sprzedanie: metaforyczne, ale też całkiem dosłowne. W kulturze remiksu, w której żyjemy, czerpiemy pomysły z wielu różnych źródeł: zestawiając je na nowo – tworzymy nową jakość. W tym kontekście – niezbyt przekonywająco brzmią zapewnienia twórców startupów o tym, jak przełomowy jest ich pomysł. Oczywiście, nie możemy tego negować. Jednak w wielu przypadkach inspiracje są widoczne gołym okiem. Liczenie na to, że publiczność odpowiednio nie skojarzy faktów, jest zdecydowanym nadużyciem. Zamiast ogłaszać wynalezienie koła, lepiej zaprezentować nowy, wygodny model samochodu.
4. Jestem tu – uwielbiajcie mnie
Branża interaktywna jest otwarta na nowe, zdolne osoby. Jednak na szacunek i uznanie trzeba zarobić z czasem. Sam fakt, że jest się twórcą startupu nie sprawi, że publiczność padnie na kolana. Występowanie na określonej konferencji to nie tylko przywilej, ale przede wszystkim – wielkie wyzwanie i ciężka praca. I trudno pominąć te dwa ostatnie czynniki na drodze do sukcesu. Każdy mówca musi przy kolejnych występach dbać o zdobycie serc publiczności. Fakt, że występuje w określonym miejscu i czasie wcale nie sprawia, że jest pozytywnie oceniany „z automatu”.
5. Bo to wszystko tak przypadkiem…
Legendy założycielskie są świetnym pomysłem, jeśli przywołuje je firma z dorobkiem, która dała już dowody swojego profesjonalizmu. To, że początek Apple to garaż Steve’a Jobsa, a Facebooka pokój Marka Zuckerberga w akademiku, w odniesieniu do aktualnej pozycji obu firm – jest po prostu ilustracją spełnionego amerykańskiego snu. Jednak opowiadanie o nieformalnych kulisach działalności już na samym początku – zamiast budzić rozrzewnienie i podziw, budzi… brak zaufania. Jeśli celem startupu jest zdobycie inwestora, ten raczej wolałby być przekonany o profesjonalizmie osób, które mają wydawać jego pieniądze. Dlatego – lepiej skupić się na zaakcentowaniu swojego profesjonalizmu. Legenda przyjdzie z czasem.
6. Pójście na żywioł
Nawet najlepsi mówcy ćwiczą swoje prezentacje. Pójście na żywioł i całkowita improwizacja nie zostawiają dobrego wrażenia na odbiorcach – jeśli występujący nie miał czasu ani ochoty, aby odpowiednio się przygotować, publiczność może poczuć się zlekceważona. Niezależnie od tego, jak dużo wiemy o projekcie, który przedstawiamy – zawsze można popracować nad formą prezentacji. Nie chodzi o to, by nauczyć się jej na pamięć, jak inwokacji z „Pana Tadeusza”. Prezentacja powinna przebiegać jednak w sposób płynny, a mówca – znać i kontrolować jej przebieg.
7. I to by było na tyle
Pożegnanie się z publicznością bez krótkiego podsumowania tego, o czym mówiliśmy, to zasadniczy błąd. Co więcej, daje to wrażenie prezentacji urwanej, niedokończonej. Tymczasem – publiczność mogła już zapomnieć o czy mówiliśmy na początku: temu służy slajd podsumowujący. Zebranie najważniejszych treści, słów kluczowych i metafor sprawi, że odbiorcy będą mieli jasny obraz prezentacji, która właśnie się zakończyła. Obraz, dodajmy, który prezentujący chce, aby mieli.
Grzechów dotyczących wystąpień publicznych jest z pewnością o wiele więcej. Popełniają je startupowcy i doświadczeni mówcy. Jednak jest nadzieja – nad każdym z tych grzechów można pracować! Zaczynając od podstaw – na przykład na następną prezentację, zamiast czarnego golfu w stylu Steve’a Jobsa, wystarczy ubrać zwykłą koszulę.