Lepszy uśmiech „off-line” czy „on-line”?

przez Mieczysław Krause
1021 odsłony

Natura ludzka jest przychylna otrzymywaniu komplementów. W zdrowych granicach nie uważam tego za coś niewłaściwego, tym bardziej nie jako za „grzech”, bo odzwierciedla naszą największą potrzebę emocjonalną – potrzebę akceptacji. Lecz gdzie są te „zdrowe granice”?

Jeden z urlopów spędziłem na południu Europy, zaproszony przez znajomego biznesmena do jego domu położonego w atrakcyjnej okolicy. Był uprzedzająco gościnny, wiele naszej ekipie pokazał. Wyjazd przebiegł pod hasłem międzynarodowej akcji charytatywnej na rzecz osób niepełnosprawnych, w której gospodarz zaproponował nam udział.

Ucztując przy winie pod rozgwieżdżonym niebem, dyskutowaliśmy rozwiązania prawno-organizacyjne akcji, rysowaliśmy plany jej realizacji. Wywoływało to w nas poczucie zaszczytu, ale i zobowiązania, by dać z siebie wszystko co najlepsze i w ten sposób się „odwdzięczyć”. Tym bardziej, że znajomy nieustannie zasypywał nas komplementami. Kłopot w tym, że były one grubo przesadzone, pojawiało się więc i zażenowanie. Choć miałem wyrzuty sumienia, bo gość był taki „super”, obudziła się we mnie czujność handlowca: „co on chce nam sprzedać?”.

Gdy zwierzyłem się z wątpliwości zaufanej osobie, zostałem zrugany, jako „niewdzięcznik”. Więc zawstydziłem się, posypując (w myśli) łeb popiołem. I nadal wychwalałem gospodarza, wraz z innymi, za jego „wielkie serce dla pokrzywdzonych przez los”, „etyczny zmysł biznesowy” i inne wzniosłe wartości. W rezultacie pomysł udziału w akcji kupiliśmy z entuzjazmem i uruchomiliśmy marzenia o tym, jak to będziemy pomagać innym w potrzebie. Po powrocie do kraju dążyłem do konkretyzacji ustaleń, a tu ze strony gospodarza akcji same uniki, żadnych dokumentów, zero potrzebnych decyzji…

I zaczęło do nas docierać, że „akcja charytatywna” była mistyfikacją obliczoną na wyssanie z nas maksimum komplementów – nienależnych i pustych. To gospodarza zadowalało. Wynikałoby stąd, że tylko po to nas „gościł” (na nasz koszt) i nieszczerze komplementował, aby – wywołując nasze zobowiązanie do wzajemności – nasycić swe uzależnienie od otrzymywania komplementów.

W życiu mamy wybór w dwóch kwestiach. Po pierwsze – wizja świata. Można wierzyć, że świat jest z gruntu dobry, a wszyscy ludzie chcą jak najlepiej. To piękne, ale dokąd dopłynie okręt, którego załoga ignoruje mielizny i zwodnicze prądy? Czy nie rozsądniej byłoby wiedząc, że takowe istnieją, wyszukiwać pośród nich właściwą drogę? Drugi wybór, to postawa wobec świata. Pomimo świadomości zagrożeń może ona być pozytywna, bazująca na optymizmie, szansach i budowaniu na dobrych relacjach z ludźmi wierząc, że właśnie to wiedzie do sukcesu. Ale tu pojawia się trzeci wybór – czy podtrzymywać relacje z tymi, którzy nie są wobec nas OK? Jak jegomość opisany wyżej? W rozważenie tej kwestii angażujemy nie tylko swój system wartości i emocje, również ego – z tym najtrudniej sobie poradzić. Wg Dale’a Carnegiego:

Największym problemem, z jakim człowiek musi się zmierzyć, są relacje z innymi ludźmi.

Takie jest motto uwspółcześnionej wersji jego „biblii” dla networkerów, na której wychowały się pokolenia. Wydawnictwo Studio EMKA opublikowało właśnie tytuł „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi w epoce cyfrowej” autorstwa Carnegiego w adaptacji Brenta Cole.

Co takiego jest w filozofii autora, duchowego guru biznesu i życia dla milionów ludzi, że odmieniła ich dusze i losy? Okazuje się, że od czasu, gdy pisał książkę (lata 30-te XX w.), problem, o którym wspomina jej motto, nie „przysechł”, a wręcz przeciwnie. Wszechobecne media i komunikatory wyostrzyły znaczenie i oddziaływanie pojedynczych słów, gdyż w powodzi informacji komunikaty stały się symbolicznie zwięzłe. Przenosi się to na relacje, gdzie pojedyncze słowo lub hasło, użyte w nieprzemyślany, pochopny sposób, wywołuje większe komplikacje niż dawniej. A przecież w każdej relacji z drugim człowiekiem, pomiędzy „dzień dobry” a „do widzenia”, istnieje szansa na zdobycie przyjaciela i wywarcie pozytywnego wpływu.

Pójdźmy dalej – nie ma czegoś takiego, jak „komunikat neutralny”. Po kontakcie z drugim człowiekiem zawsze czujesz się trochę lepszy, albo gorszy. Najlepiej każdym słowem i gestem sprawiać, aby inni czuli się lepsi – to jest wg mnie istota filozofii Carnegiego, bo taką sprawdzoną drogę do ludzi i powodzenia wskazuje. W tym kontekście trzeci powyższy wybór jest oczywisty, jako analogia do przytoczonej przez Carnegiego historii gniewnego listu prezydenta USA Lincolna do generała, który zawalił kampanię w wojnie secesyjnej. Lincoln listu nigdy nie wysłał – nic by nim nie poprawił, a straciłby sprzymierzeńca.

Tak pozytywna postawa czyni człowieka szczęśliwym. Postawa przeciwna koncentruje się na negatywach, roztrząsa cudze błędy i niegodziwości, wycofuje się i zamyka w kręgu nieufności. Jakże wyraźna i uderzająca jest ta odmienność postaw na forach internetowych! Albo to, że media społecznościowe przyciągają ludzi o podobnych postawach, co decyduje o nastawieniu całych grup dyskusyjnych. Są więc fora ludzi szczęśliwych, są i nieszczęśliwych. O tym i wielu innych, fascynujących sprawach jest ta właśnie książka.

Sprawiać, aby ludzie czuli się w kontakcie z nami lepszymi, można na wiele sposobów. Komunikacja elektroniczna, choć niesie niebezpieczeństwo zubożenia i spłycenia relacji, dostarcza jednocześnie wielu nowych narzędzi dla ich kultywowania. Wspomnijmy choćby emotikony – symbole stanów psychicznych, np. uśmiechu w roześmianym symbolu twarzy. Jak bardzo – wbrew pozorom – potrafią one rozjaśnić sms, albo e-mail! Odczytując je, czujemy się nie mniej uradowani, jak byśmy mieli uśmiechniętego nadawcę przed sobą. Tak więc, tym sposobem zaciera się granica pomiędzy uśmiechem „on-line” a „off-line”. A wspomniane dążenie do skupiania się poprzez fora i media społecznościowe  ludzi szczęśliwych, pozwala im się odnajdywać w sposób nieporównanie szerszy jak tradycyjnie, łatwo powiększając grono zaprzyjaźnionych osób i przystępując do towarzystwa ludzi sobie podobnych.

Książka w twórczy i wyczerpujący sposób integruje filozofię Carnegiego ze współczesnością, wzbogacając odwieczne, ludzkie wartości, o nowe środki wyrazu. Pomaga odnaleźć właściwy trop w informacyjnym gąszczu i rozwiać wątpliwości co do znaczenia i przydatności mediów elektronicznych w codziennej praktyce np. marketingu sieciowego. Wskazuje wiele dostępnych obecnie narzędzi i możliwości. Dlatego, moim zdaniem, podobnie jak jej klasyczny już pierwowzór, powinna się znaleźć na półce każdego networkera.

Autor recenzji jest trenerem biznesu w MTK – CONSULT. Z wykształcenia inżynier okrętowiec, w biznesie prywatnym od 1985 roku, w sprzedaży bezpośredniej od 1997 roku (ubezpieczenia, bankowość, inwestycje, MLM). Szkoleniowiec – od 2000 roku trener biznesu, a od roku 2007 marketing, sprzedaż i negocjacje. Jego celem zawodowym jest wdrożenie w marketing sieciowy najnowszych zdobyczy biznesu. Zainteresowania: psychologia, historia, muzyka, fotografia, żeglarstwo morskie, wyprawy i podróże. (Kontakt: [email protected])  

Mogą Cię również zainteresować