Zielone polisy nie tylko dla odważnych

przez Katarzyna Bartman
519 odsłony

Rzadko który przedsiębiorca czy samorząd ubezpiecza się od następstw skażeń ekologicznych, mimo że mają oni prawny obowiązek pokrywania kosztów przywracania środowiska do stanu sprzed takiego zdarzenia.

źródło: flickr.comźródło: flickr.com

W Polsce tzw. zielone polisy są wciąż mało popularne, m.in. dlatego, że są opłacalne głównie dla firm, których działalność może spowodować katastrofę ekologiczną na dużą skalę. Poza tym ubezpieczenia te są skomplikowane pod względem prawnym. Mają wiele wyłączeń odpowiedzialności ubezpieczającego i są obliczane od wartości przychodu przedsiębiorstwa, co zniechęca do ich wykupowania.

Statystyki razy trzy

Na świecie liczba wypadków, katastrof i skażeń ekologicznych związanych z działalnością gospodarczą firm rośnie. W naszych oficjalnych rządowych rejestrach zdarzeń – z roku na rok ich ubywa. Z danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że w 2010 r. zdarzeń o znamionach poważnych awarii i awarii o znaczącym wpływie na środowisko w całym kraju było 114. W ubiegłym roku już tylko 83, z czego tylko 7 podlegało prawnemu obowiązkowi rejestracyjnemu. Jednak zdaniem Komendy Głównej Straży Pożarnej, firm zajmujących się usuwaniem skażeń ekologicznych, a także ubezpieczycieli, rejestr ten odnotowuje tylko nieliczny procent faktycznych wypadków.

– Praktycznie nie ma dnia w ciągu roku, abyśmy nie byli wzywani do jakiejś poważnej awarii czy skażenia środowiska. Przykładowo, obecnie 17 zastępów straży pożarnej (rozmowa odbywała się 12 kwietnia) usuwa skutki wycieku do gleby substancji ropopochodnych z rozszczelnionej cysterny na bocznicy kolejowej w Gutkowie k. Olsztyna. W nocy z 4 na 5 kwietnia paliły się zakłady utylizacji materiałów ropopochodnych w Niepołomicach. Kilka dni wcześniej gasiliśmy pożar w Legionowie. Tam również paliły się zakłady utylizacji aerozoli – mówi st. bryg. Paweł Frątczak, rzecznik prasowy Komendy Głównej Straży Pożarnej.

Również zdaniem Janiny Majcherczyk, prezes firmy Sintac zajmującej się usuwaniem szkód ekologicznych, skażeń jest w kraju co najmniej trzy razy więcej, niż pokazują to oficjalne statystyki inspektoratu. Obserwację tę potwierdza również Marcin Chudy, broker senior w firmie ubezpieczeniowej Marsh. Powodów zaniżania statystyk jest kilka. Najczęściej skażenia o niewielkich rozmiarach – o ile nie mają poważnych następstw dla zdrowia i życia ludzi – nie są nigdzie oficjalnie zgłaszane. Dotyczy to np. powszechnych w całym kraju kradzieży miedzianych części transformatorów napowietrznych. Podczas wymontowywania tych elementów przez złodziei, dochodzi do wycieku substancji ropopochodnych do ziemi. Zakłady energetyczne, właściciel transformatorów, na ogół nigdzie tego faktu nie zgłaszają. Wzywają firmę specjalistyczną, która usuwa skażenie i na tym procedura zwykle się kończy.

Ale nie tylko w przypadku kradzieży trudno jest ustalić sprawcę skażenia. Bardzo częstymi incydentami są też wycieki niebezpiecznych substancji (80% to materiały ropopochodne) z cystern i ciężarówek podczas transportu drogowego. – Niedawno mieliśmy taki przypadek, że z rozszczelnionej cysterny wyciekał olej napędowy. Oleista plama ciągnęła się za ciężarówką przez 3 kilometry. Sprawca tego zdarzenia nie został ustalony, a koszty usuwania skażenia musiało pokryć lokalne starostwo powiatowe – mówi Janina Majcherczyk. Problem w tym, że starostwa na ogół nie są przygotowane finansowo, ani też ubezpieczone na wypadek takich zdarzeń.

– Takie wypadki ekologiczne mają podobne prawdopodobieństwo wystąpienia jak lądowanie na Ziemi obiektu UFO – mówi wprost Marek Wójcik, dyrektor generalny Związku Powiatów Polskich (ZPP). Przyznaje on, że dopóki będą to jedynie incydenty na niewielką skalę, np. usunięcie oleju z drogi z rozszczelnionej cysterny, co kosztuje od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, dopóty nadal będzie tak, jak jest. – Powiaty nie wykupują polis specjalnych od następstw skażeń ekologicznych również dlatego, że wachlarz skażeń, do których może dojść na danym terenie jest bardzo szeroki, a w związku z tym wartość takiego ubezpieczenia jest potencjalnie bardzo wysoka – tłumaczy Wójcik.

Skomplikowane procedury

Zdaniem Marcina Chudego wpływ na brak ubezpieczania się samorządów od skutków skażeń ekologicznych ma również fakt, że polisy te są dość skomplikowane pod względem zapisów prawnych i gminy zwykle mają problem z określeniem właściwego zakresu ubezpieczenia. Ponadto zakup polis odbywa się w trybie zamówień publicznych, co także powoduje dodatkowe koszty i wymaga obsługi specjalistów. Marek Wójcik z ZPP jest jednak przekonany, że dobrym rozwiązaniem w przypadku zakupu ekologicznych polis byłaby konsolidacja takiego zamówienia publicznego. Np. kilka powiatów połączonych ciągiem komunikacyjnym, który jest drogą wykorzystywaną przez podmioty prowadzące działalność zagrażającą środowisku, ubezpieczałoby się wspólnie, rozkładając ryzyko na wszystkich uczestników. Zwraca on przy tym uwagę, że powiaty opracowują tzw. mapy zagrożeń. Można na ich podstawie określić ryzyko wystąpienia danego zagrożenia ekologicznego na konkretnym terenie i próbować zapobiegać mu prowadząc np. wspólne akcje prewencyjne z odpowiednimi służbami: strażą pożarną, strażą miejską i inspektorami ochrony środowiska. Jego zdaniem przyniosłoby to wiele dobrego, gdyż firmom wciąż brakuje wiedzy ekologicznej i prawnej.

Polisy na wypadek skażeń ekologicznych to w Polsce wciąż rzadkość, mimo, że firmy, które są sprawcami skażeń, mają prawny obowiązek pokrywania kosztów przywracania środowiska do stanu sprzed awarii. Wielu przedsiębiorców jest przekonanych, że ich polisy OC pokrywają także szkody ekologiczne. Tak jest np. w Niemczech, ale nie w Polsce. – Firmy zakładają, że gdy coś się już stanie, to szkoda będzie pokryta w ramach ogólnych warunków ubezpieczenia. Dlatego nie są zainteresowane dodatkowymi formami ubezpieczenia dobrowolnego – uważa prof. Andrzej Graczyk z Katedry Ekonomii Ekologicznej Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.

Prawo jest jednoznaczne

Tymczasem przepisy nakładają na firmy obowiązek pokrywania szkód wywołanych w środowisku. Stanowi o tym m.in ustawa o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie z 13 kwietnia 2007 roku, która jest konsekwencją implementacji do polskiego ustawodawstwa unijnej dyrektywy nr 24/35/WE w sprawie odpowiedzialności za środowisko w odniesieniu do zapobiegania i zaradzania szkodom wyrządzonym środowisku naturalnemu. Oba dokumenty mówią wyraźnie o odpowiedzialności finansowej sprawcy za wyrządzone szkody.

– Firmy mają na ogół niską świadomość tej odpowiedzialności. Zainteresowanie polisami ekologicznymi wciąż jest bardzo niewielkie. Głównie wykupują je duże zakłady z branży chemicznej – przyznaje Kamil Bara, dyrektor biura ubezpieczeń odpowiedzialności cywilnej STU Ergo Hestia SA. Zdaniem ekspertów odpowiedzialność za taką sytuację ponoszą nie tylko firmy, ale też ubezpieczyciele. – Firmy ubezpieczeniowe są bardzo ostrożne w rozwoju tej oferty. Proponują „pojemne” ubezpieczenia obowiązkowe odpowiedzialności cywilnej. Boją się natomiast ubezpieczeń ekologicznych, ponieważ nie mają odpowiedniego doświadczenia w wycenie ryzyka – uważa prof. Graczyk.

Skomplikowana wycena ryzyka

I faktycznie, w towarzystwach ubezpieczeniowych bardzo różnie podchodzi się do wyceny składki. W firmie ACE oblicza się ją na podstawie indywidualnej oceny ryzyka, z uwzględnieniem zakresu i okresu ubezpieczenia, rodzaju działalności gospodarczej, kwoty udziału własnego i historii szkodowości. W innych towarzystwach, np. w Ergo Hestii, pod uwagę bierze się wielkość przychodów firmy, wartość ubezpieczenia i sektor gospodarczy, w którym działa dana firma. Przykładowo producent chemii gospodarczej (dla obiektów instytucjonalnych – hotele, restauracje), który osiąga roczny przychód w wysokości 19 mln zł i wykupuje polisę o wartości 1 mln zł, zapłaci w Ergo Hestii składkę roczną w wysokości 15 tys. zł, czyli 15 promili sumy gwarancyjnej. Jednak już firma utylizująca odpady chemiczne zapłaci za polisę dużo więcej.

– Wiele firm ubezpieczeniowych zwraca uwagę na skalę działania ubezpieczającego się i sumę gwarancyjną ubezpieczenia. Dla każdego rodzaju biznesu (usług, handlu, przemysłu) jest też na ogół oddzielny taryfikator. Najdroższe są składki dla przemysłu – tutaj różnice w cenie składki mogą sięgać od kilkudziesięciu do nawet kilkuset procent – tłumaczy Marcin Chudy.

Zdradliwe wyłączenia

Ale to nie wszystko. Firmy muszą sobie zdawać także sprawę z bardzo licznych wyłączeń odpowiedzialności ubezpieczającego. Na ogół wypłaty odszkodowań nie obejmują szkód, które są następstwem: wojny, aktu terroryzmu, przestępstwa, skażenia radiologicznego, skażenia azbestem lub ołowiem, umyślnego działania lub rażącego niedbalstwa. Z polis tych nie są także wypłacane odszkodowania za uszkodzenia ciał pracowników będących ofiarami skażenia ekologicznego. Janina Majcherczyk zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. Ubezpieczyciele nie mają na ogół odpowiednio przygotowanej kadry ani narzędzi, aby szkolić pracowników ubezpieczających się firm na wypadek wystąpienia skażenia ekologicznego, a taki obowiązek na nich ciąży.

Z opinią tą zgadza się prof. Graczyk. Jego zdaniem polis od szkód ekologicznych byłoby więcej, gdyby firmy ubezpieczeniowe wyłączyły wyraźnie określone zdarzenia szkód ekologicznych z ubezpieczenia obowiązkowego i jednocześnie stworzyły korzystną ofertę ubezpieczeń dobrowolnych. Do tego potrzebna jest jednak zmiana obowiązujących przepisów prawnych. – Celowe byłoby też przeprowadzenie kampanii informacyjnych, które pokażą korzyści z tytułu takiego ubezpieczania. Wskazane byłyby także umowy reasekuracyjne między firmami podsumowuje prof. Graczyk.

Mogą Cię również zainteresować